„Tak, przestępczy charakter czynu zrozumiałem i przyznałem się do
winy. Pytanie sądu: - Czy świadek jest pewny, że tego dnia pracował z
oskarżonym przy koszeniu trawy? - Tak, jestem absolutnie pewny, ponieważ
tego dnia właśnie dyskutowaliśmy problemy prawdy u Arystotelesa. - U
kogo? Pyta sędzia”
Lech Raczek w Anka Grupińska i Joanna Wawrzyniak, „Buntownicy, polskie lata 70 i 80”, Warszawa 2011 (str. 107).
sobota, 22 kwietnia 2017
wtorek, 4 kwietnia 2017
Uciec z Hareru
Wróćmy
na chwilę do Hareru. Małego miasteczka w Etiopii o bogatej
historii. Jeżeli nie chcemy jechać na zachód i wydostać się
przez Addis Abebę możemy pojechać na wschód. Żeby pojechać na
wschód najlepiej wybrać drogę na północ i przez Dire Daua, gdzie
należy nadal
jechać na północ, ale z lekkim wschodnim
odbiciem kierować
się na Ali Sabieh w Dżibuti. Przy okazji można podziwiać jedyną
linie kolejową w Etiopii. Można oczywiście pojechać na Zachód i
w połowie drogi do stolicy Etiopii pojechać lepszą drogą
skręcając w miejscowości Auasz w prawo. Wielkim łukiem i lepszą
drogą także i pewnie szybciej dojedziemy do Dżibuti. Po drodze
można się zatrzymać i pogrzebać w Ziemi, bo w tamtej okolicy
odnaleziono pozostałości naszej prehistorii sprzed kilku milionów
lat. Może uda się znaleźć brata Lucy (czyli AL
288-1, Australopithecus
afarensis).
Tą
lub tamtą drogą w końcu dojedziemy do Dżibuti. I teraz nie
pozostaje nam nic innego jak płynąć dokładnie na wschód.
Jesteśmy wciąż na północy, jedenaście stopni od równika (Harer
- 9). Płyniemy. Będziemy musieli lekko odbić na północ bo
inaczej władujemy się w sam Róg Afryki. Później miniemy Sokotrę
(po lewej, bakburtowej stronie) i jej krwawiące krwią smoków
drzewa. Nasza przygoda trwa i w końcu trafiamy na Indie. Co trochę
nam utrudnia płynięcie. Oczywiście możemy opływać. Albo Indie
przewędrować. Decyzja nie należy do mnie. Ważne jest żeby
trzymać się tego 11 równoleżnika. Gdy już uda się przebyć lub
opłynąć Indie płyniemy dalej kierując się na Phnom Pehn.
Oczywiście znowu trafilibyśmy
na ląd zanim
dotarlibyśmy do Tuol
Sleng.
Tym razem byłby to półwysep Malajski. Ale nie dopływamy tam. Po
drodze trafiamy na Andamany i indyjską marynarkę, która nie
pozwoli nam dostać się na małą wysepkę, która jest
nieosiągalnym celem naszej dzisiejszej podróży.
Ta wyspa to
Północny Sentinel. Powierzchnia 72 km2. Najwyższy szczyt ma 122
metry. Wyspa jest zalesiona. I nie możemy na niej wylądować i
piknikować. Możemy ją tylko podziwiać z daleka. Marynarka strzeże
dostępu do wyspy, chociaż nie ma tam instalacji wojskowych,
reaktora atomowego, tajnego domku letniskowego Pranaba
Kumara
Mukherjee. Właściwie nic
tam nie ma. Ale ktoś tam jest. Nikt nie wie kto. A właściwie kilka
osób, kilkanaście, albo kilkaset osób
tam jest. Nikt tego nie wie.
Poza nimi samymi. Żyją sobie na tej wyspie i pewnie narzekają na
tsunami, które kilka lat temu zesłali
bogowie. Nie wiadomo w co wierzą, nie wiadomo jak żyją. Nie
wiadomo czym się zajmują. Nic nie wiadomo. Kilka
osób na wyspie wylądowało, ale kontakty raczej nie były udane, a
ostatnie spotkanie (przypadkowe, dwaj rybacy i ich łódź zboczyła
z kursu), zakończyło się dla odwiedzających tragicznie –
zostali zabici.
Mieszkańcy wyspy nie lubią
obcych i żyją w w całkowitym oderwaniu od naszych małych i dużych
spraw (setki
lat jak wskazują badania
lingwistyczne w oparciu o dziewiętnastowieczne porwanie kilku
mieszkańców wyspy, z czasów, kiedy biali mieli
w zwyczaju nosić porywczy
kaganek; z tego porwania
kilka osób wróciło na wyspę, kilka zmarło).
W końcu uszanowano ich
niechęć i oficjalnie postanowiono zostawić ich w spokoju. Ich cały
wszechświat to 72km2. Ten wszechświat można obejść w jeden
dzień. Nasze globalne ocieplenie powoduje, że ich
Wszechświat się kurczy (nie mieliby problemu z odkryciem, czym w
tym wszechświecie jest czarna materia). W
tamte okolice wybrał się także już znany (m. in. z poprzednich
wpisów) Henrich Harrer. Raczej jednak na wyspie nie wylądował,
chociaż opisał mieszkańców
Północnego Sentinelu (metr sześćdziesiąt wzrostu, leworęczni;
Die letzten
Fünfhundert: Expedition zu d. Zwergvölkern auf d. Andamanen
[„The last five hundred: Expedition to the dwarf peoples in the
Andaman Islands”).
Sentinelczycy
nie wiedzą, że Trump wygrał wybory, że Clinton je przegrała, nie
wiedzą, kto dostał Nobla, a kto Oscara, nie wiedzą kto jest
papieżem, nie wiedzą, że człowiek spacerował po Księżycu, nie
wiedzą o Rewolucji Francuskiej i odkryciu Ameryki, kto wygrał
mistrzostwa w tym lub tamtym, nie spędzają godzin na rozważaniach
nad wyższością Iphone
sto milionów nad Samsungiem Galaxy dwieście milionów, nie wiedzą
co to słoń, nie widzieli lodu ani śniegu itd. Tyle zdań o nich
można napisać nic o nich nie wiedząc, pisząc o tym czego nie
wiedzą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)