poniedziałek, 3 lutego 2020

O pechu, odpowiedzialności, Noblu i homarach


Noblowskie emocje cichną, więc napiszę o Noblu. Innym Noblu. I o odpowiedzialności, o pechu i małej miejscowości. Mała miejscowość liczy obecnie niecałe tysiąc mieszkańców i słynie między innymi z połowów długowiecznych skorupiaków. Pechowo jest zachorować w nieodpowiednim czasie, czasie, kiedy spirala szaleństwa i orgia szaleńców rozpoczyna rzeź. Odpowiedzialność może być trudna, gdy chce się dobrze, działa się w dobrej wierze, a później dzieją się rzeczy, na które nie ma się wpływu. A wszystko zaczęło się (wcale nie – ale tak jest łatwiej), gdy pewien dwudziestokilkuletni naukowiec amator (amator, gdyż nie był związany z żadnym ośrodkiem naukowym), pracownik urzędu patentowego w Bernie, późniejszy najsłynniejszy, najbardziej rozpoznawalny fizyk wszech czasów bawiąc się światłem i energią wyprowadza wzór, którego piękno polega na prostocie. Wzór jest tak nieskomplikowany, że aż trudno w to uwierzyć: nie ma całek, równań różniczkowych, tensorów wyższych rzędów, liczb zespolonych ani rozbudowanych prawdopodobieństw. Czyli E=mc2 (E – energia, m – masa, c – prędkość światła w próżni). Był rok 1905.

Czterdzieści lat później broń atomowa była gotowa: najpierw eksplozja próbna, później dwie militarne. Ten doskonały wzór pokazał na co go stać. Zasada działania bomby wydaje się prosta i jest prosta, ale od zasady do wyparowywania miast droga daleka i wymaga zaangażowania tysięcy ludzi. I tu pojawia się człowiek, który urodził się kilka lat po po publikacji wzoru i miał pecha, bo był Żydem. Pech był tym większy, że był biednym Żydem (a właściwie jego rodzice byli biedni) w Polsce. Pech czasami ma to do siebie, że będąc wydarzeniem losowym (często wspomaganym przez ludzi) równoważony jest przez ludzi, którzy nie mają zamiaru polegać na pechu i szczęściu, ale na czynniku ludzkim, więc budują antypechowe instytucje. Takie jak Wolna Wszechnica Polska, która to uczelnia nie przykładała zbytniej wagi to pecha, czy to takiego, że ktoś jest Żydem, czy kobietą. Ten elektryk, który miał podwójnego pecha trafił do owej Wszechnicy, został fizykiem i dostał stypendium w Wielkiej Brytanii. Co wygląda na łut szczęścia, ale wcale nim nie jest. Jest za to konsekwencją działania jego samego i wielu innych ludzi, którzy nie przykładają wagi do nieco ponad 12 gramów szczęścia. Józef Rotblat, bo o nim mowa, miał żonę, Tolę, która była polonistką i też miała pecha, bo była Żydówką. Józef Rotblat wyjechał na stypendium ale wrócił po żonę, żeby razem zamieszkać w Anglii. Ale żona się rozchorowała, więc wrócił sam, a ona miała dojechać, jak wyzdrowieje, czyli po kilku dniach. Pech chciał, że był to sierpień 1939 roku i Józef Rotblat nigdy już swojej żony nie zobaczył. I wcale nie pech tak chciał, tylko spirala szaleństwa, napędzana przez szaleńców (i tych, którzy szaleńcom wierzyli) do tego doprowadziła.

Będąc fizykiem Rotblat trafił do amerykańskiego programu budowy bomby jądrowej, która miała powstrzymać szaleńców i tych, którzy szaleńcom wierzyli. Sam program budowy bomby jądrowej został zapoczątkowany (m. in.) przez list, który do prezydenta USA wysłał Einstein, czyli człowiek, który wyprowadził piękny wzór.

Bomby spadły a jej niektórzy twórcy zdali sobie sprawę, że wcale nie chcieli wyparowywać ludzi, nie chcieli rozpoczynać kolejnego szaleństwa i szalonej spirali pod tytułem: ile razy możemy się wzajemnie zniszczyć. Chcieli tylko powstrzymać szaleńców. I tu się pojawia odpowiedzialność. Ich pracę przejęli ci, którzy uwielbiają szalone spirale zagłady. Czy mogli to przewidzieć? Czy mogli to powstrzymać? Czy mogli postąpić inaczej?

Rotblat zajął się zastosowaniem fizyki jądrowej w medycynie. Einstein próbował stworzyć wielką teorię, ale zadra pozostała. Zadra wykiełkowała manifestem, zwanym jako manifestem Russella-Einsteina. Ten Russell też miał Nobla. Z literatury, chociaż był matematykiem, filozofem, logikiem i pacyfistą (był pacyfistą podczas pierwszej wojny światowej, która słynie z tego, że szczególnie na początku niemal wszystkich ogarnęło wojenne hiphiphurra). Manifest podpisało 11 naukowców, z których tylko dwóch nie było noblistami (Rotblat, i polski fizyk Leopold Infeld). Większość była związana z naukami ścisłymi. Nie było wśród nich kobiety. Manifest był początkiem ruchu Pugwash, dążącego ponad żalaznokurtynowym szaleństwem do ograniczenia zbrojeń, szczególnie tych jądrowych, za co ruch ten otrzymał Nagrodę Nobla w roku 1995. Na czele ruchu stał w owym roku stał Józef Rotblat (więc bez Nobla z grupy 11 został tylko Infeld). Jednym z idei tego ruchu naukowców, jest ograniczenie ciekawości badawczej, jeśli zachodzi prawdopodobieństwo, że zaspokojenie owej ciekawości da szaleńcom narzędzia do kolejnej spirali szaleństwa. Ruchowi trudno było utrzymać apolityczność, ale się starali. Nazwa ruchu wywodzi się z nazwy małej miejscowości Pugwash we wschodniej Kanadzie, słynącej z homarów, soli i Cyrusa Stephena Eatona, który z niej pochodził i był bogaty i był filantropem, więc oprócz różnych innych filantropijnych zachcianek zasponsorował spotkanie naukowców w miejscu swego urodzenia, czyli właśnie w Pugwash.

Józef Rotblat zmarł w 2005 roku w wieku 97 lat.
Albert Einstein zmarł kilka dni po podpisaniu manifestu jego imienia.
Bertrand Russell napisał słynny esej: „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem”.
Należy uważać jedząc homary. Homar może okazać się twoim wujkiem („Lobster” film z 2015 roku).