Noblowskie emocje cichną, więc napiszę o Noblu. Innym Noblu. I o
odpowiedzialności, o pechu i małej miejscowości. Mała miejscowość
liczy obecnie niecałe tysiąc mieszkańców i słynie między innymi
z połowów długowiecznych skorupiaków. Pechowo jest zachorować w
nieodpowiednim czasie, czasie, kiedy spirala szaleństwa i orgia
szaleńców rozpoczyna rzeź. Odpowiedzialność może być trudna,
gdy chce się dobrze, działa się w dobrej wierze, a później
dzieją się rzeczy, na które nie ma się wpływu. A wszystko
zaczęło się (wcale nie – ale tak jest łatwiej), gdy pewien
dwudziestokilkuletni naukowiec amator (amator, gdyż nie był
związany z żadnym ośrodkiem naukowym), pracownik urzędu
patentowego w Bernie, późniejszy najsłynniejszy, najbardziej
rozpoznawalny fizyk wszech czasów bawiąc się światłem i energią
wyprowadza wzór, którego piękno polega na prostocie. Wzór jest
tak nieskomplikowany, że aż trudno w to uwierzyć: nie ma całek,
równań różniczkowych, tensorów wyższych rzędów, liczb
zespolonych ani rozbudowanych prawdopodobieństw. Czyli E=mc2 (E –
energia, m – masa, c – prędkość światła w próżni). Był
rok 1905.
Czterdzieści lat później broń atomowa była gotowa:
najpierw eksplozja próbna, później dwie militarne. Ten doskonały
wzór pokazał na co go stać. Zasada działania bomby wydaje się
prosta i jest prosta, ale od zasady do wyparowywania miast droga
daleka i wymaga zaangażowania tysięcy ludzi. I tu pojawia się
człowiek, który urodził się kilka lat po po publikacji wzoru i
miał pecha, bo był Żydem. Pech był tym większy, że był biednym
Żydem (a właściwie jego rodzice byli biedni) w Polsce. Pech
czasami ma to do siebie, że będąc wydarzeniem losowym (często
wspomaganym przez ludzi) równoważony jest przez ludzi, którzy nie
mają zamiaru polegać na pechu i szczęściu, ale na czynniku
ludzkim, więc budują antypechowe instytucje. Takie jak Wolna
Wszechnica Polska, która to uczelnia nie przykładała zbytniej wagi
to pecha, czy to takiego, że ktoś jest Żydem, czy kobietą. Ten
elektryk, który miał podwójnego pecha trafił do owej Wszechnicy,
został fizykiem i dostał stypendium w Wielkiej Brytanii. Co wygląda
na łut szczęścia, ale wcale nim nie jest. Jest za to konsekwencją
działania jego samego i wielu innych ludzi, którzy nie przykładają
wagi do nieco ponad 12 gramów szczęścia. Józef Rotblat, bo o nim
mowa, miał żonę, Tolę, która była polonistką i też miała
pecha, bo była Żydówką. Józef Rotblat wyjechał na stypendium
ale wrócił po żonę, żeby razem zamieszkać w Anglii. Ale żona
się rozchorowała, więc wrócił sam, a ona miała dojechać, jak
wyzdrowieje, czyli po kilku dniach. Pech chciał, że był to
sierpień 1939 roku i Józef Rotblat nigdy już swojej żony nie
zobaczył. I wcale nie pech tak chciał, tylko spirala szaleństwa,
napędzana przez szaleńców (i tych, którzy szaleńcom wierzyli) do
tego doprowadziła.
Będąc fizykiem Rotblat trafił do amerykańskiego programu budowy
bomby jądrowej, która miała powstrzymać szaleńców i tych,
którzy szaleńcom wierzyli. Sam program budowy bomby jądrowej
został zapoczątkowany (m. in.) przez list, który do prezydenta USA
wysłał Einstein, czyli człowiek, który wyprowadził piękny wzór.
Bomby spadły a jej niektórzy twórcy zdali sobie sprawę, że wcale
nie chcieli wyparowywać ludzi, nie chcieli rozpoczynać kolejnego
szaleństwa i szalonej spirali pod tytułem: ile razy możemy się
wzajemnie zniszczyć. Chcieli tylko powstrzymać szaleńców. I tu
się pojawia odpowiedzialność. Ich pracę przejęli ci, którzy
uwielbiają szalone spirale zagłady. Czy mogli to przewidzieć? Czy
mogli to powstrzymać? Czy mogli postąpić inaczej?
Rotblat zajął się zastosowaniem fizyki jądrowej w medycynie.
Einstein próbował stworzyć wielką teorię, ale zadra pozostała.
Zadra wykiełkowała manifestem, zwanym jako manifestem
Russella-Einsteina.
Ten Russell też miał Nobla. Z literatury, chociaż był
matematykiem, filozofem, logikiem i pacyfistą (był pacyfistą
podczas pierwszej wojny światowej, która słynie z tego, że
szczególnie na początku niemal wszystkich ogarnęło wojenne
hiphiphurra). Manifest podpisało 11 naukowców, z których tylko
dwóch nie było noblistami (Rotblat, i polski fizyk Leopold Infeld).
Większość była związana z naukami ścisłymi. Nie było wśród
nich kobiety. Manifest był początkiem ruchu Pugwash, dążącego
ponad żalaznokurtynowym szaleństwem do ograniczenia zbrojeń,
szczególnie tych jądrowych, za co ruch ten otrzymał Nagrodę Nobla
w roku 1995. Na czele ruchu stał w owym roku stał Józef Rotblat
(więc bez Nobla z grupy 11 został tylko Infeld). Jednym z idei tego
ruchu naukowców, jest ograniczenie ciekawości badawczej, jeśli
zachodzi prawdopodobieństwo, że zaspokojenie owej ciekawości da
szaleńcom narzędzia do kolejnej spirali szaleństwa. Ruchowi trudno
było utrzymać apolityczność, ale się starali. Nazwa ruchu
wywodzi się z nazwy małej miejscowości Pugwash we wschodniej
Kanadzie, słynącej z homarów,
soli i Cyrusa
Stephena Eatona,
który z niej pochodził i był bogaty i był filantropem, więc
oprócz różnych innych filantropijnych zachcianek zasponsorował
spotkanie naukowców w miejscu swego urodzenia, czyli właśnie w
Pugwash.
Józef
Rotblat zmarł w 2005 roku w wieku 97 lat.
Albert
Einstein zmarł kilka dni po podpisaniu manifestu jego imienia.
Bertrand
Russell napisał słynny esej: „Dlaczego nie jestem
chrześcijaninem”.
Należy
uważać jedząc homary. Homar może okazać się twoim wujkiem
(„Lobster” film z 2015 roku).