Wracając
do podróży kosmicznych i kończąc zabawę z węglem, benzyną,
kosmiczną naftą i wodorem przerzucam się na inne źródła
energii, jednocześnie zastanawiając się po co bawię się w to
liczenie, skoro niewielkie poszukiwanie biblioteczne przyniosłyby mi
wszystkie odpowiedzi, obliczone i wyprowadzone przez ludzi, którzy
znają się na matematyce, fizyce i kosmosie. Jak już porzucam
paliwa zwykłe, to przerzucam się na paliwa niezwykłe wybierając
reakcję termojądrową. Jeszcze nie wiem i nie wiemy (ale pomysły
są), jak przekształcić energię w kosmiczny napęd o zadowalającej
sile ciągu. Ale nic to. Postęp postępuje („ku przyszłości, do
której [jego beneficjenci -rh] odwróceni są tyłem, podczas gdy
przed ich oczami rosną do nieba sterty gruzu” - napisałby W.
Benjamin).
Zabieramy
deuter (taki inny wodór) i zmuszamy go by łączył się i produkował
hel. Ta piekielna reakcja wymaga temperatury (wysokiej) i ciśnienia.
Prawie umiemy to już zrobić w sposób kontrolowany. Jak połączymy
deuter z deuterem i otrzymamy hel to znika masa. Jak dodam masę
cząsteczki deuteru do masy cząsteczki deuteru to otrzymam większą
masę od masy cząsteczki helu, a ta różnica znika w postaci (mniej
więcej) energii, a wszystko dzięki E=mc2.
Różnica
jest niewielka: mniej niż jeden procent (0,64% jeśli nie pomyliłem
się, co jest prawdopodobne). Żeby uzyskać jedną tonę helu
potrzebuję 1006,4 kg deuteru (żadnych strat na boku), a to oznacza,
że 6,4 kg to energia. Wystarczy teraz pomnożyć 6,4 przez kwadrat
prędkości światła i włala, mamy energię jaką można uzyskać z
jednej tony (z kawałeczkiem) deuteru. Czyli trochę więcej niż 5 i
siedemnaście zer. A jeśli podzielę 5 i 21 zer (energia kinetyczna
pojazdu) przez 5 i 17 zer to brawo, brawo 10 tys. ton deuteru załatwi
nam podróż w jedną stronę bez hamowania, czyli tylko 10 razy
więcej niż waga naszego pojazdu. Ale przynajmniej mieści się to w
ograniczonych granicach rozsądku. To
może się udać.
Oczywiście musimy zabrać więcej deuteru, żeby rozpędzić też sam deuter, ale przynajmniej nie miliony razy więcej.