środa, 24 października 2018

Powieść, której nie napiszę (wpis zamiast kontynuacje podróży międzygwiezdnych)


Powieść, której nie napiszę.

Tak to sobie kilka lat temu wymyśliłem. Po pierwsze wziąłem ideę bezzałogowych, sterowanych z oddali samolotów, które zabijają tych złych lub mających pecha. Po drugie wziąłem gracza, który jest dobry w graniu. Po trzecie wymyśliłem, że wojsko pod przykrywką firmy produkującej gry wypuszcza grę, w której gracz lata sobie i strzela. A następnie to samo wojsko pod tą samą przykrywką organizuje turnieje w granie, w których można wygrać. Ci najlepsi wygrywają i dostają nagrody. Gra, co uwzględniając 1, 2 i 3 może mieć przełożenie na realny konflikt zbrojny. Najlepsi gracze są nieświadomymi pilotami realnych bezzałogowych samolotów, które strzelają i bombardują. Ale nasz bohater po serii zwycięstw lub przynajmniej wysokich miejsc, zaczyna podejrzewać. Nie ma pewności, wciąż nie ma pewności. Czytelnik też nie – wojsko bez przebrania pojawia się w drugiej połowie powieści (wtedy czytelnik jest pewny), ale sama wojna wcześniej. Przebranie też wcześniej. Nasz gracz jest rozdarty pomiędzy brakiem pewności a moralnym niepokojem i potrzebą zarobkowania (poza graniem nie ma zbyt wiele do zaoferowania). Plus jakieś inteligentne zakończenie idące w kierunku pesymistycznego.

Dlaczego nie napiszę tej powieści:
1. Nie znam się na grach, a chciałbym, żeby była dobrze zakorzeniona w historii gier komputerowych. Nie mam czasu ani ochoty na research.
2. Wymyśliłem powieść, ale później przeczytałem „Grę Endera”. Gra Endera jest, co prawda, inna: przede wszystkim dzieciaki wiedzą czego i po co się uczą (nie wiedzą tylko, że jedna z ich gier była realną bitwą). Nawet chciałem zadedykować moją powieść Enderowi. Ale mogłoby wyglądać to na zrzynanie. Nikt by mi nie uwierzył, że niezależnie na to wpadłem.
3. Był (jest) też taki film z czasów dinozaurów: „Gry wojenne”.
4. Był (jest) też taki szmirowaty film z czasów bardziej współczesnych: Dobre zabijanie („Good Kill”).

A ja chciałem napisać coś pomiędzy „Grą Endera”, „Dobrym zabijaniem” i „Grami wojennymi”, zanim jeszcze obejrzałem „Dobre zabijanie”, przeczytałem „Grę Endera” i przypomniałem sobie „Gry wojenne”, które obejrzałem będąc niewielkim chłopcem. Ale teraz przeczytałem i obejrzałem, więc czułbym się niezręcznie pisząc taką powieść.

Wniosek z tego taki, że moja inna książka, której nie napiszę, nie będzie zaczynała się od:

„Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, generał Antonii Maciarewicz miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód’.

A inna:
"-To co teraz, ha?
Bytem ja, to znaczy Jaro, i trzech moich kumpli, to znaczy Mari, Marko i Adri, a Adri to znaczy po nastojaszczy Jołop, i siedzieliśmy w Barze Krowa zastanawiając się, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym, a wieczór był chujnia mrok ziąb zima sukin kot choć suchy."

Walnąłem coś z polityki bo się to zawsze dobrze sprzedaje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz