Z rana na ulicy z bilbordu, z wiadomości i plotek widać jego i jej
twarz. Doskonałość roku, wspaniałość i perfekcyjność. Ona
piękna i mądra, garnki zaprojektuje i jogurt ukręci, da innym
nadzieję, że życie może być wspaniałe i wie jak założyć i
jak zdjąć każdą sukienkę, ugotować zdrowy, smaczny posiłek i
jak zaprojektować wakacje, salon i łazienkę aby cieszyły oko,
zapewniały wygodę i były gotowe na fotograficzną sesję, którą
cały świat będzie podziwiał. Potrafi zajść w idealną ciążą.
Mieć ciążę z najpiękniejszym brzuchem świata, równym, gładkim
i symetrycznym. Urodzić i jeszcze z pępowiną wiszącą u nóg
projektować garnki i wakacje, kręcić jogurty, zakładać i
zdejmować sukienki. A on to sama rozkosz. Zbudowany jak gladiator,
co w wcale nie dziwi, bo właśnie nim jest. Potrafi biegać i skakać
przez kozła. Inteligentny i błyskotliwy ale nie za bardzo, żeby
nie zrazić do siebie większości. O włosach błyszczących i
konsekwencji w oczach. Wie co jeść, co pić, czym się myć,
jakiego telefonu używać, gdzie spędzać czas wolny i jak, jaki
samochód wybrać, w jakim proszku do prania prać, jak pachnieć.
Czyli razem zapewniają wszystko, co człowiekowi do życia jest
potrzebne wzbudzając nutkę zazdrości, szacunek, potrzebę
naśladowania i kąpania się w ich cieniu, bo wszak to oni wskazuję
ścieżkę a nawet drogę do szczęścia i pomyślności.
To ta jasna strona. Ta widoczna strona. Bo to byłaby powieść
szpiegowska. Pełna knowań i spisków, wytrwałości, pułapek,
podstępów i zwrotów akcji, namiętności i szaleństwa. Ale
oczywiście z wyraźnie zaznaczonym rysem filozoficznym: czym jest
wolność? Czy można uciec przeznaczeniu? Czy można zawrócić? Jak
trudno jest powiedzieć „nie”? Czy można odciąć się od
potężnych sił geopolitycznych, które wpływają na nasze życie a
w Bieszczadach nie ma już miejsca? Czy warto żyć dla idei, jeśli
idea kruszeje?
Historia zaczyna się pod koniec lat osiemdziesiątych. Rodzą się:
chłopiec i dziewczynka. Jeszcze się nie znają. W tym samym czasie
władze wielkiego kraju na wschodzie czują oddech zmian. Czują, że
ich świat może się rozpaść a jednocześnie wiedzą, że jak się
nie rozpadnie to muszą cały świat jeśli nie zawojować to
przynajmniej kontrolować. Muszą mieć informację. Tylko jak?
Dzieci rosną a na placu Niebiańskiego Spokoju umierają ludzie.
Władza czuje gorący oddech jeszcze silniej. Z wnętrzem sobie
poradzą. Gorzej z zewnętrzem. Wysyłają więc szpiegowskich
mistrzów i inwestują w szpiegowską aparaturę, która ma
znakomicie działać i jednocześnie zdobywać informacje.
Szpiegowscy mistrzowie docierają do Polski (i nie tylko; ale akurat
tu toczy się akcja) i szukają odpowiednich dzieci, aby wyszkolić
je i uczynić szpiegami doskonałymi, uśpionymi agentami, agentami
wpływu. Znajdują takie dzieci: szkolą je, wciągają do idei,
obiecują szczęście, pomyślność i szczęśliwe zbiegi
okoliczności, roztaczają niewidoczny parasol aby te już dorosłe
dzieci były kochane i podziwiane, godne naśladowania i w ogóle
wspaniałe, dające nadzieję i godne zaufania. I tak się dzieje. Aż
nadchodzi ten czas, kiedy od trzydziestu lat rozwijana technologia
stała się na tyle dojrzała, że dwóje byłych dzieci, teraz już
szpiegów doskonałych, uaktywnia się i rusza na podbój świata, a
ich uśmiechnięte, szczere i doskonałe twarze, które przekonały
do zdrowia, mydła, samochodu, wakacji, garnków, przekonują do
telefonów, komputerów, laptopów, tabletów, modemów, serwerów
itd.. Ale to nie są zwykłe sprzęty. To sprzęty, które nie tylko
potrafią zabić swojego właściciela ale przekazywać do tajnego,
podziemnego, centrum wywiadowczego wszelkie dane. To telefony,
komputery i inny sprzęt, który można wyłączyć albo kazać mu
robić całkiem, co innego, niż miały robić. To sprzęt, dzięki
któremu sterując z owego podziemnego centrum można wygrać każdą
wojnę.
Zastanawiam się, czy może moją parę agentów wpływu uczynić w
powieści, której nie napiszę, świadomą własnych działań (jak
wyżej) czy nie. Podobna mi się pomysł drugi. Daje naprawdę duże
pole do popisu w psychologizowaniu, analizowaniu ludzkich pragnień i
ludzkich słabości. Oba rozwiązania są kuszące, a każde niesie
inny potencjał egzystencjalnych pytań. A może pokusić się na
niejednoznaczność, na konstrukcję, w której do ostatniej linijki
włącznie czytelnik nie wie?
PS. A może warto byłoby przerobić na powieść o
odpowiedzialności, za własne ciało, własną twarz, słowa i
czyny, bo w końcu zachęcając promiennością swojej sławy do
szamponu, banku, kredytu, pożyczki o rrso 1000%, samochodu, wczasów,
kiełbas, wódy i piwa, jest się osobą odpowiedzialną za to, że
wóda wcale nie będzie dobra, kredyt wyższy niż gdzie indziej,
samochód będzie się psuł a telefon szpiegował.
Tyle kuszących rozwiązań, co nie zmienia mojej decyzji: tej
powieści też nie napiszę.