Lubię te swoje papierowe
podróże. Ślad węglowy minimalny. Nie trzeba się pakować ani
rozpakowywać. Lot palcem i żeglowanie dłonią zajmują sekundy
zamiast godzin, dni, tygodni. Nie muszę mieć paszportu ani zależeć
od decyzji kogoś gdzieś tam. Koszty są niewielkie a jednego
wieczora mogę zaliczyć kilka kontynentów. I jeszcze to miłe
uczucie powrotu do przeszłości, do fascynujących i tak bardzo
nasiąkniętych wyobraźnią podróży z lat młodości zahaczających
o wiek dziecięcy. Takie podróżowanie ma swoje wady, ale trudno.
Mogę je przeżyć.
Mogę przemieszać się jak
chcę. Chociażby tak jak dostałem się na Północny
Sentinel. Stamtąd mogę podróżować dalej i tylko w niewielkim
stopniu odchylać się od 11 równoleżnika. Spróbujcie tak zrobić
w realnym (jeśli naprawdę ten realny jest tym rzeczywistym,
prawdziwym światem).
Tym razem płynę, lecę lub
jadę. Albo robię to wszystko jednocześnie, bo nikt nie jest stanie
mi w tym przeszkodzić i nie może zdeterminować mojego sposobu
przemieszczania. Mijam Andamany i Nikobary, prześlizguję się nad
półwyspem Malajskim, omijam Sajgon, który już nie jest Sajgonem,
szybuję nad Palawanem, ale szybko opuszczam Filipiny, troszeczkę
zbaczam na północ, żeby spojrzeć na atol Bikini, do którego
czuję, że kiedyś powinienem wrócić, wędruję dalej, aż do
Kostaryki, na którą tym razem (do niej też kiedyś będę musiał
wrócić) tylko rzucam okiem i w końcu lądują w Kolumbii. To była
długa podróż. Trafiam na potężną rzekę o ładnym imieniu –
Magdalena. Zwalniam na chwilę i kawałek dalej trafiam w końcu na
cel mojej dzisiejszej wędrówki: na niczym nie wyróżniające się
kolumbijskie miasto Aracataca.
Zaginam
czas i już jest 6 marca 1927 roku – właśnie rodzi się Gabriel
García Márquez. A samo
Aracataca siłą jego późniejszej woli i mojej obecnej przemienia
się w Macondo.
Tak
właśnie, tą podróżą chciałem uczcić dziewięćdziesiątą
rocznicę urodzin Márquez’a, która minęła (6 marca) i
pięćdziesiątą rocznicę pierwszego wydania Stu
lat samotności (5
czerwca 1967), która już niedługo nastąpi. Taki mój mały hołd
dla utworu, dzieła doskonałego.