sobota, 28 listopada 2015

Ciąg dalszy własnych znaczeń



Oprócz zajęcy (duński), a także jednego zająca (w hausa), jestem również jedwabiem (urdu). Ciekawe skąd wziął się ten zając w hausa? Może oczywiście mieć coś wspólnego z angielskim, w końcu hausa to jeden z języków Nigerii, a to była angielska kolonia (protektorat). Z drugiej strony nie wierzę, że w Nigerii (i na innych obszarach, na których mówi się językiem hausa) nie ma zającowatych (rodzina) z rzędu zajęczaków. I dlaczego zamiast harer nie ma lièvres (lub podobnie), skoro Niger było kolonią francuską. Jak próbuję odwrócić znaczenie i wpisują "zające" to otrzymuję w hausa "hares". Z kolei jeden zając to "zomo". Wpisując "zomo” w tłumaczeniu otrzymuję "królik", wpisując królik w tłumaczeniu na hausa otrzymuję "rabbit". Już gdzieś pisałem, że trudno w dzisiejszych czasach odróżnić królika od zająca. Szczególnie te na terenie Nigerii i Nigru.

Oczywiście tym sposobem zataczamy wielkie koło, gdyż znowu pojawia się nam ropa naftowa, której w Nigerii jest całkiem, całkiem sporo. W przeciwieństwie do małej Brunei  w Nigerii jest dużo więcej ludzi, więc tortu nie ma jak podzielić i tylko wisienkę można polizać, gdy się przewróci w grząskiej i tłustawej glebie delty i wpadnie w naftową kałużę z dziurawej rury. Rura jest dziurawa, żeby ropa w USA była tania. Oczywiście z tej kałuży lepiej nie nalewać sobie do baku, bo to zwykła surówka i trzeba ją najpierw zrafinować. Oczywiście rafinuje się poza Nigerią, żeby Nigeryjczycy mogli płacić więcej. Razem z ropą wydobywa się też gaz, bo często ropie towarzyszy gaz. Żeby nie bawić się w jakieś tam ochrony środowiska i inne zasrańce, albo w inwestycje mogące ten gaz zatrzymać spala się go po prostu w trakcie wydobycia (tak zwana flara; i globalnie, a też sumarycznie jest to największa flara świata). Nieźle. Najbardziej w tym podoba mi się, że z tej całej kasy korzysta 1% Nigeryjczyków, a korupcyjnie w ciągu kilkudziesięciu lat, upłynniło się kilkaset miliardów (miliardów) $. 99% może być trochę wkurwione a Boko Haram zamiast przebrzydłych terrorystów mogą jawić się jako szlachetni powstańcy.

Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych mieszkańcy delty Nigru mieli dosyć potykania się o ropociągi i poślizgiwania się na zaropiałych ścieżkach, zaczęli odrobinę się dąsać i protestować. Jednym z najbardziej dąsających się i protestujących był Ken Saro-Wiwa. Nawet dostał za swoje dąsy dwie nagrody. Ale z nagród się nie nacieszył bo został, wraz kilkoma innymi, powieszony. Wypadałoby o tym pomyśleć tankując na stacji z muszelką. Ta firma z muszelką to w ogóle nizły gigo. Zaczynała od handlu muszlami jeszcze zanim Łukasiewicz skonstruował swoją lampę. A jak był kryzys, który nadal jest, to dostała sporo kasy, żeby była nadal. Mogła się zabezpieczyć i mieć jakieś rezerwy, w końcu zarobiła sporo po wojnie w Iraku. Ale mogła też je wydać, skoro i tak było pewne, że dostanie pomoc. Ken Sero-Wiwa, o którym powinniście pomyśleć tankując na stacji z muszelką, dostał nagrodę Right Livelihood Award, która została ufundowana, dzięki sprzedaży odziedziczonych znaczków. Dziedzicem znaczków był Jakob von Uexküll, który był też europejskim parlamentarzystą. Jest trochę Szwedem, trochę Niemcem, mieszka w Wielkiej Brytanii a jeden z jego korzeni tkwi w Estonii. Sprzedał swoje znaczki za milion dolarów.
A tak w ogóle to dziękuję wikipedii.

czwartek, 26 listopada 2015

Poszukiwania tożsamościowo


Poszukując własnej tożsamości zasięgnąłem porady translatora, żeby dowiedzieć się co mogę znaczyć. W japońskim (korzystałem z zapisu łacińskiego) wyszło, że harer to „obrzęk r”. Pomyślałem więc, że nauczę się jakiegoś japońskiego słówka. I będzie to obrzęk. Takie przecież logiczne! Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że hare wcale nie oznacza obrzęk a „możliwe burze”. Byłem tym harer. Czyli w malgaskim zmęczony. I znowu się zdziwiłem, gdy chciałem mieć całe malgaskie zdanie ”jestem zmęczony” - zamiast coś tam coś tam harer, otrzymałem „reraka aho”.

Ta niespodzianka skierowała mnie na ścieżkę języka malgaskiego. Języka malgaskiego używa się na Madagaskarze przez Malgaszów i na kilku pobliskich wyspach a języka blisko spokrewnionego z malgaskim na południu Borneo. Próbowałem odkryć jakieś powiązania, ale nie odkryłem. Na Borneo mówi się kilkaset różnymi językami, więc miałem prawo nie odkryć (ale będę szukał – Wiki to za mało). Przez Borneo biegną kreski dzielące  wyspę na trzy państwa.

Jedno z nich (Sułtanat Brunei) posiada sporo ropy (znowu na blogu pojawia się ropa), co zaowocowało iż Sultan Haji Hassanal Bolkiah Mu'izzaddin Waddaulah ibni Al-Marhum Sultan Haji Omar Ali Saifuddien Sa'adul Khairi Waddien, czyli panujący władca Brunei, ma naprawdę kupę kasy. Ma tyle kasy, że jakby podzielił swój majątek (no dobra, majątek nie kasę), to każdy Brunejczyk dostałby ponad 40 tys. $. Nieźle. Ale i tak Brunejczycy nie mają źle. Nie mogą co prawda głosować i politykować, ale kogo to obchodzi. Tu (to znaczy RP) można i wychodzą z tego niezłe kwiatki. Ale tu nie ma ropy. Żebym miał możliwość rozdać Brunejczykom tyle kasy, ile może im rozdać ich Sułtan, każdy Ziemianin (wliczając dzieci, starców, niepiśmiennych, kobiety, gejów, czarnych, żółtych, białych i czerwonych, złodziei, księży, gwałcicieli, pilotów, kosmonautów i Malgaszów)  musiałbym mieć, co najmniej siedem moich książek i do tego musiałby je kupić. A ja jeszcze tylu nie napisałem. Długa droga przede mną.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Herer, gender, kk i Oko



Zamiana „a” na „e”, prowadzi do już martwego Jacka Herera. Gdy był jeszcze żywy napisał książkę i stał się sławny. Na tyle sławny, że jego imieniem nazwano odmianę marihuany, a on sam nosił przydomek „The Hemperor”, czyli taki konopny imperator (Cehasz?). Jack Herer (odmiana, a nie pan Jack Herer), jest popularna i wygrywa konkursy na najlepszą odmianę. Gdy przebiegam strony o Hererze rzuca się w oczy problem feminizacji. Nie za bardzo znam się na uprawach, ale musi być to coś ważnego. Aż nie chce się wierzyć, ale nawet na tym polu ludzkich zainteresowań obecny jest gender.

Próbując rzucić światło na gender po użyciu wiadomej wyszukiwarki można już na pierwszej stronie wyników trafić na stronę diecezji warszawsko-praskiej. W artykule na rzeczony temat na powyższej stronie w pierwszym zdaniu można przeczytać: „(…) odpowiedziała ‘tak–fiat-niech mi się stanie (…)’”. Też kiedyś miałem fiata, ale nie reagował na takie i podobne zaklęcia. Następny też nie. Na kolejnej znalezionej stronie można przeczytać wypowiedź pana dr hab. Dariusza Oko, który stwierdził, że gender jest gorszy od nazizmu i komunizmu (bo one tylko trochę zniszczyły rodzinę i gospodarkę). Pan Dariusz Oko urodził się w Oświęcimiu, więc wie co pisze.

No dobra, czasy mamy takie, że łatwo się wyżywać na kk. Dawno temu też takie były, ale teraz przynajmniej nikt nikomu za to głowy nie urwie. Do czasu, oczywiście. Trzeba więc korzystać z okazji. To prosty i skuteczny sposób na zdobycie sławy.

środa, 18 listopada 2015

ciąg dalszy: dowiadywanie się kimś się jest


Czasami, jadąc do specjalistów od kręgosłupa, można złapać gumę. Konieczna będzie wtedy wizyta u Larrego Harera. Średnio po drodze. Ale za to blisko L. Harera można spotkać  Fredericka Harera. Można u niego oprawić pocztówkę z Hareru w Etiopii. A właściwie można by było gdyby żył. Ale nie żyje od 66 lat. Może by żył, gdyby korzystał z całej masy lekarzy Harerów. Miałby ponad sto trzydzieści lat. W takim wieku mógłby się już naprawdę dorobić, zważywszy na sławę pozłotnika i ramiarza i całej masy Harerów, którzy z pewnością dorobili się na handlu nieruchomościami. 

Niektórzy z Harerów ukrywają się zamieniając „a” na „e”. Najlepszym przykładem jest tu Jack Herer. Sympatyczny z twarzy, ale nie żyje. Przeglądając wikipedyjny profil J. Herera można trafić na pana, który nazywa się Irvin Dana Beal, a dzięki niemu można dowiedzieć się o istnieniu Ibogainy. Ibogaina jest tryptaminem, i dzięki niej można uzyskać fazę wizyjną i introspektywną. Ibogaina powstaje z kory zachodnioafrykańskiego krzewu i w związku z tym została odpowiednio opatentowana, co uważam, za świetny pomysł. Patenty są amerykańskie więc mam nadzieję, że praktykujący Bwiti w Gabonie płacą za wykorzystywanie amerykańskich patentów. Na szczęście Gabon ma sporo ropy, więc może oddawać ropę za możliwość korzystania z kory krzaków, które na jego terenie rosną.

niedziela, 15 listopada 2015

Gdzie jest Harer i kim, czym jest?



Postanowiłem poszperać w Internecie i dowiedzieć się kim jestem. Według kilku stron, które zajmują się kolekcjonowanie informacji o nazwiskach, nie ma w RP nikogo o nazwisku Harer. Jest kilku Harenów. Na Śąsku można spotkać Habaszów. Wydawać by się mogło, że Habasz ma niewiele wspólnego z Harerem, a pomiędzy Habaszem a potencjalnym Harerm, na liście, jest całe mnóstwo interesujących i pięknych nazwisk. Na przykład: Hahehuel. Ale szperanie w sieci pozwala odkryć, że Habasz ma coś wspólnego z Harerem. Większość wyników wyszukiwarek, wiąże Harer z jakimś miastem w Etiopii. Miasto na zdjęciach wygląda sympatycznie. Gdyby nie to straszne ”r” na końcu to byłby to z angielska zając. Zające na zdjęciach też wyglądają sympatycznie. Przypominają króliki. Tylko kto teraz potrafi odróżnić królika od zająca. Króliki potrafią być niebezpieczne, o czym wie każdy miłośnik filmów Monty Pythona.


Już na pierwszej stronie wyników pojawia się matematyk John Harer, który musi być kimś matematycznie ważnym i który jest opiekunem i mentorem dla tych, którzy są już po doktoracie. Jednym z nich jest Omer Bobrowski. Bardzo ciekawie połączone imię z nazwiskiem.


Wracając na miejscowe pole można odkryć album „Harer Nama”, który może być interesujący dla wszystkich miłośników wedyjskich mantr, sanskrytu. Dla zainteresowanych załączam link: http://mantra.art.pl/muzyka/harer-nama.


Dla wielbicieli muzyki znalazłem też coś takiego i zupełnie nie wiem o co chodzi: https://www.youtube.com/watch?v=szHLkIPfg1Q. Tsegaye eshatu (Dire Harer). Pierwszym wynikiem, gdy próbowałem dowiedzieć się o co chodzi było zdjęcie pani, która musi mieć problem z oddychaniem a już na pewno nie trenuje biegów przełajowych.

Na problemy z kręgosłupem na pewno pomoże Harer & Mortensen Chiropractic. Ich, jak sądzę, sprawne ręce można odnaleźć w mieście o pełnej nazwie: City of San Buenaventura w Kalifornii (USA). Na świecie jest wiele miast związanych Janem Fidanza - Bonawenturą z Bagnoregio, który był generałem, doktorem, scholastykiem. Doktorem jest też Karl Harer z wspomnianej wyżej kliniki. Pan Karl z wyglądu zupełnie nie jest w moim typie. Jego wspólnik Mortensen też nie. Matematyk John ma przynajmniej wąsy. Panowie od kręgosłupa wyglądają jakby co roku przeszczepiali sobie włosy i zęby i jakby co dwie minuty spoglądali w lustereczko, czy aby na pewno włosek im się nie przesunął

CDN