czwartek, 14 września 2023

Sklepienie (z konkursu "murowałem całą noc"); opowiadanie

Opowiadanie, które napisałem na konkurs organizowany przez Towarzystwo Aktywnej Komunikacji ("Murowałem całą noc"; https://opowiadania.org/), nie zostało nominowane. A jak nie zostało to nie pozostaje mi nic innego jak gratulować nominowanym, czekać (rok prawie) na antologię i zaprezentować nienominowany twór. A dla tych, którzy zapragnęliby poznać inne moje opowiadania albo powieści pozostaje legimi, empik, bonito, gandalf, inbook, allegro...


sklepienie



Zwłoki mogą być pochowane przez złożenie w grobach ziemnych, w grobach murowanych lub katakumbach i zatopienie w morzu. Szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane także w kolumbariach”.


Tyle lat spędzonych na cmentarzach, a ja nadal czuję się skrępowany, leżąc na lastrykowej płycie. Jakby te setki martwych oczu mi się przyglądały. Pełne zazdrości wobec mnie, żywego. W tak wyjątkowo ciepłą, letnią noc chłód kamienia, papieros, chłodne piwo i blednące gwiazdy wydają się kwintesencją szczęścia. Tym bardziej cennego, że doznawanego wśród samych martwych ludzi, tych, którzy są już poza szczęściem, ale i poza cierpieniem. W takich chwilach czas rozmazuje się w nieregularne plamy, a ja się zaciągam, wypuszczam roztapiający gwiazdy kłąb dymu i wspominam zdanie, które słyszałem powtarzane setki razy, przy wszystkich okazjach, od niedzielnych obiadów po ostateczny argument w trudnych rozmowach z pełnymi wątpliwości klientami.

Murowałem Pałac Kultury i nadal stoi.

Dziadek nie żyje od dawna i leży raptem kilkaset metrów stąd, alejką prosto, za usychającą od lat tują w lewo i zaraz po prawej stronie. Chyba naprawdę budował Pałac Kultury. Ojciec załapał się na mur berliński. Ale w to już nie wierzę i nie wierzyłem. Jakby nie mogli sobie sami tego muru wybudować. Ojciec kominy stawiał. Do tej pory stoją jak z reklamy wiadomo czego. Później poszedł w domy. Kończył jeden, zaczynał drugi. Jak jakiś Kazimierz Wielki, co to wioskę zastał drewnianą, a zostawiał murowaną. Wielki Mur Chiński też stoi i jego pewnie również jakiś nasz przodek budował, a potem geny rozsiał z Dżyngis-chanem czy innymi gwałcicielami zza Wschodu zapraszającymi się w nasze rejony od czasu do czasu i czyniącymi swoją gwałcicielską powinność, zapładniając dziewczyny, które za nic nie chciały się przyznać, kto i dlaczego, bo to przecież wielki wstyd, że znienawidzony dzieciak ma skośne oczy.

Na mnie wołali „Mongoł”, ale nie dlatego, że mam żółtą skórę albo oczy jakieś nie takie. Od małego było widać, że nie zaprzyjaźnię się ani z cegłą, ani z zaprawą, nie podzielałem też fascynacji klockami. Jedynymi zabawkami uznawanymi przez tatusia. Leżę na tej lastrykowej płycie, lampy zgaszone, niebo gwiaździste nade mną, pode mną Anna, na wieki lat dwadzieścia trzy, która zginęła śmiercią tragiczną, lecz tragiczne jej umieranie nie jest mi znane. A we mnie wspomnienia. Ile to już lat bujam się po cmentarzach. Ze dwadzieścia. Nie projektuję wyjątkowych willi dla wyjątkowych klientów jak mój brat ani niepowtarzalnych mostów jak moja siostra. Nie buduję niezniszczalnych domów i sterczących niczym z pornosa wyciętych kominów jak ojciec ani nawet lichego muru odgradzającego piękno prestiżowych trawników od zbrukanego pospolitością chaosu ulicy. Zamiast tego, zamiast nieskazitelnego kontynuatora wiecznej spuścizny jestem cmentarnym cieniem, kimś, kogo wszyscy potrzebują, a o kim nikt nie pamięta.


Groby ziemne, groby murowane i kolumbaria przeznaczone na składanie zwłok i szczątków ludzkich mogą znajdować się tylko na cmentarzach”.


Cóż, technologię betonu i mechanikę płynów potraktowałem zbyt dosłownie. Babilon* wciągał, aż w końcu wypluł i zanim się obejrzałem, tatuś zaprawą słów postawił mur i ja betonem słów postawiłem mur, których żaden z nas nie chciał ani rozbić, ani przeskoczyć. Piękne, pełne wzorzystego bruku pasującego do letnich sukienek i klinkieru doskonale komponującego się z kutym ogrodzeniem, ideały rozprysły się o pusty indeks i niespełnione nie moje marzenia. Bruk i klinkier nie wzięły się znikąd. Ojciec domy stawiał, później kominy, później znowu domy, po drodze podobno ten mur berliński, aż w końcu kupił cegielnię. Cegielnia miała komin jego autorstwa, więc komin nadal stoi, a reszta dookoła zmieniła się w kupę zarośniętego krzakami gruzu pełnego potłuczonego szkła i niekastrowanych kotów. Ojciec wykopał kilka glinianek, co uszczęśliwiło miłośników pływania oraz wędkarstwa i zaowocowało dwoma topielcami. Cegielnia działała przez parę lat, aż nastał czas dziurawki i gazobetonu, więc zamknął ją i otworzył skład bruku, cegły klinkierowej. I ładnie obrobionych pozostałości po poniemieckich porozbiórkowych domach. Pozostałości przywożonych starymi ciężarówkami prosto z Mazur. Uszczęśliwiały miłośniczki industrialnych wnętrz pełnych nowoczesności z nutką nostalgii. W ten sposób ojciec z szanowanego murarza przemienił się w szanowanego brukarskiego małomiasteczkowego monopolistę, któremu wszyscy ufali, bo wierzyli, że jeśli ich domy stoją, a ściany nie pękają, to ich brukowane trawniki będą prezentowały się świetliście i wzniosą ich na wyżyny elegancji.


Groby murowane powinny mieć następujące minimalne wymiary: pojedyncze, w których składa się trumnę ze zwłokami: długość 2,2 m, szerokość 0,8 m, głębokość 0,8 m”.


Cmentarze nocą, zwłaszcza stare, są pełne chrobotów. Tych wszystkich skrytych małych ssaków, które mordują się wzajemnie. Nawet wśród nocnej ciszy trudno usłyszeć ich miękkie stąpnięcia, ale tam spadnie jakiś znicz, tam zapiszczy wydająca ostatnie tchnienie mysz, gdzieś obok zaskrobią pazury lisa. Gdy się pracuje, można odnieść wrażenie, że dookoła jest tylko cisza, gdy jednak ułoży się wygodnie na lastrykowej płycie, i wyłączy światła, to cmentarz nagle ożywa.

Pamiętam mój pierwszy raz i nagły wrzask tłuczonego szkła, chwilę później skowyt, cisza i potępieńcze grzechotanie, którego do tej pory nie potrafię zinterpretować. Po tylu latach spędzonych na cmentarzach podobne odgłosy nie robią aż takiego wrażenia, ale wciąż wzbudzają niepokój, który najskuteczniej tłumi się pracą. A na cmentarzach pracuję już od dwudziestu lat. Zamiast nadzorować budowy wyzute z cegieł, za to pełne żelbetonu, stali i szkła, wyciskam nieboszczyków prosto do kieszeni. Młodość wśród cegieł nie poszła na marne. Nie będę ukrywał, że kielnię z zaprawą trzymałem w ręku, zanim poszedłem do podstawówki. A domek dla lalek siostry wybudowałem, gdy miałem osiem lat. Uśmiechom nie było końca. Cóż, nie zrobiłem tego z miłości do cegieł. Budy też nie wymurowałem z miłości do psa. Nie będę ukrywał, że kochałem sukę. Jak się nie ma jeszcze dziesięciu lat, robi się głupie rzeczy, żeby dorośli piali z zachwytu.

Szukając dla siebie miejsca, znalazłem je na cmentarzach.


Nad ostatnim sklepieniem grobu murowanego przeznaczonego do składania trumien wykonuje się podmurówkę dla warstwy sanitarnej ziemi, jako izolację, o grubości co najmniej 0,3 m od sklepienia do poziomu ziemi”.


Wczoraj przeszedłem do pracy, żeby sprawdzić, czy jakiś nieboszczyk nie pojawił się w kostnicy, bo jakkolwiek na to patrzeć, ktoś musi umrzeć, żebym miał co jeść. Czasem jakiś wizjoner przypuszcza, że kiedyś odejdzie z tego świata, i nie chce zostawić spraw swoich ostatecznych niewdzięcznym dzieciom. Wolę jednak kręcić interesy z nieboszczykami. Żywi zawsze mają jakieś uwagi. Zdarzają się tacy, którzy przychodzą z poziomicą i sprawdzają, czy będzie im się równo leżało i czy cegły nie będą spadały na głowę. Przychodzę do pracy i widzę, że poczciwy Romek wziął moją robotę. Jest nas trzech i bierzemy po kolei. Widzę więc, że się wcisnął, i pytam, o co chodzi. A oni, że myśleli, że ja tej roboty nie wezmę. A ja mówię, że dlaczego niby. W końcu moja kolej, a na urlop się nie wybieram. To oni patrzą po sobie. No wiesz, pojękują, tak głupio trochę. Co głupio, odpowiadam, moja kolej, to biorę. To oni: jak chcesz, to bierz. Twoja sprawa. To wziąłem. Tylko samochód wezmę, mówię. A po co ci, pytają. A ja, że materiały pojadę kupić. Przecież są, zaprawa, cegły, wszystko jest, mówią i patrzą po sobie. Inne chcę kupić i sięgam po kluczyki wiszące na gwoździu. Jak tam chcesz, ale mogą nie chcieć płacić. To niech nie płacą. Bo to wszystko szło po urzędowych cenach, jak to na komunalnym, więc i materiały po urzędowych. Budżety i plany roczne. Jakby jakaś epidemia wybuchła, toby zwariowali, bo uchwał musieliby tyle natrzepać, projektów zmian, nowelizacji i gloss, że ostatniego nieboszczyka to by chyba po pięciu latach pochowali.

Wsiadłem, silnik zagruchotał, tylko nie wiedziałem, dokąd jechać. W końcu tatuś to miejscowy monopolista. Ile się naszukałem! Trzysta kilometrów zrobiłem, żeby dostać to, co chciałem. Ale dostałem. Wracam. A oni, że chryja będzie, bo późno. To ja, że może i późno, ale noc jeszcze przed nami. Bo w nocy też się zdarza popracować. Skąd bym niby wiedział o tych lisach? Żaden ze mnie wajrak cmentarny. Wziąłem z magazynku lampy z kablami, wiadro z narzędziami i razem z zakupami wrzuciłem na meleksa. Cichutko przetoczyłem się na miejsce. A miejsca szukać nie musiałem, bo na cmentarzu każdą ścieżkę i każde drzewo znam, a i samo miejsce już parę razy oglądałem i nawet mnie jakieś wzruszenie brało.

Gasną ostatnie gwiazdy. Ptaki zaczynają świergotać. Dzień zaraz rozpełznie się po kątach, wypłaszając do nor zwierzaki i zapraszając ludzi, którzy znowu zaczną wędrować i dreptać, i pielęgnować pamięć o nieszczęśliwej przeszłości, która za nic nie chce powrócić, i będą patrzeć na mnie z ukosa, jakbym to ja biegał po ziemi z kosą. Albo – co gorsza – zaczną gadać. Jakby ich gadanie było dowodem, że jeszcze żyją. Spoufalacze. Tatuśkowie mądrości i sienkiewicze żartów.


Nad każdą trumną składaną w grobie murowanym powinno być założone sklepienie”.


Trzeba wstać, dokończyć, wygładzić i czmychnąć, zanim zbyt wiele ukradkowych spojrzeń się do mnie przylepi. Tak, zwiastuna, posłańca śmierci trzeba omijać lub obłaskawiać. I patrzeć tak, jakby się nie widziało. Jakby moja przezroczystość mogła w każdej chwili się zmaterializować i ścisnąć serce, wyduszając ostatni spazm pustoszejącej aorty. Obłaskawiać potrafią głównie wódką. Jakbym to ja był Charonem, a butelka – obolem. Powinni ją wkładać nieboszczykom w usta. Jeszcze jeden papieros. Jeszcze jedno wspomnienie. Ile domów zbudowałeś? Pamiętasz? Sto? Może i sto. Ale kominy pamiętam. Dziewiętnaście. A domów ze sto. A ten mur to ty stawiałeś? Stawiałem, stawiałem – i śmiech, taki rzężący, wilgocią nieprzyjemny. Żylasty był. Silny. Pięćdziesięciokilogramowe worki nosił. Bo kiedyś takie były. Ale jak w ten bruk zainwestował i z samochodu zaczął doglądać robót, i jak odkrył, że mając pieniądze, można dobrze żreć i dobrze pić, to mu brzuszysko wyrosło i coraz bardziej przypominał rubaszną postać z kreskówki. Wśród miejscowych monopolistów trudno być abstynentem. To właśnie w towarzystwie pieczonych ziemniaków, kotleta schabowego i zmrożonej wódki robi się najlepsze interesy. Taki folklor. Kto wybrukował plac przed kościołem? Mój ojciec. A deptak przy urzędzie? Mój ojciec. Podjazd przed domem burmistrza? Mój ojciec. Tylko ja mu wizerunek psuję. Bo niby to ludzie nie wiedzą, że synek na cmentarzu czas spędza. No wiedzą. Czy gadają o tym? Jasne, że gadają. Czego to nie wymyślają. Trupa pod brukiem uwięzionego tylko w nich brakuje. A może i trup jest, ale do mnie ta wersja syna cmentarnego nie dotarła. Jeszcze jak mama żyła, to mnie do domu zapraszali.

A dom porządny, murowany. Przed nim równiutki placyk, z dziesięć samochodów może parkować. Albo karoca na sześć koni. Bardziej by pasowała. Ale matka zawinęła się raz-dwa, a głowa ojca twarda, więc przestał zapraszać. Za to szybko pocieszycielkę sobie znalazł. Albo ona jego. Nie minęło parę miesięcy i ją wywalił, bo się panoszyła i paniowała na włościach, a ojciec nie przepadał za paniowaniem ani tym bardziej za panoszeniem.

Miło się leży nad Anną, ale dzieli nas półtora metra piachu, trochę betonu, lastryko i życie, więc nic z tego nie będzie. Ona zostanie w swoich tragicznie zmarłych dwudziestu trzech latach, ja dokończę to, co już prawie skończone. Zapalam lampy i czynię ostatnie szlify.

Tak to jest, tatusiu. Przez najbliższą wieczność będziesz leżał sobie pod doskonałym sklepieniem kolebkowym wymurowanym przez twego niewdzięcznego syna z najlepszej pełnej cegły klinkierowej. Będziesz miał swoją watykańską bazylikę. Może skala mniejsza, może żadnych malowideł, ale nie będziesz miał do czego się przyczepić.


Cytaty: Ustawa z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych (tekst ujednolicony); Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 7 marca 2008 r. w sprawie wymagań, jakie muszą spełniać cmentarze, groby i inne miejsca pochówku zwłok i szczątków.

* Babilon – nazwa jednego z domów studenckich