wtorek, 25 stycznia 2022

 "Pokolenie" opowiada o tych, którzy urodzili się za wcześnie, żeby zapomnieć o jednym szaleństwie, i za późno, żeby w nie uwierzyć. O generacji, która pamiętając o jednym, nie mogła zachłysnąć się tym drugim. Usiadłszy na rozlazłej granicy gdzieś pomiędzy nimi, w zawieszaniu kontemplują chaos udający porządek i obłęd udający normalność.


czwartek, 4 listopada 2021

O granicy, bagnach, paragrafie 22, zimnie, głodzie, karuzeli i współudziale, czyli żubr wie co w trawie piszczy

 


Osoby o słabszych nerwach zaczynają od aktu IV

AKT I Ustawa

Dawno, dawno temu czytając odkryłem, że pisać można inaczej. Że jest nie tylko świat Sienkiewicza czy Żeromskiego. To odkrycie było powieścią, którą wciąż uważam za jedną z najwybitniejszych przeze mnie przeczytanych: „Paragraf 22” (na marginesie: w powieści, która niebawem się ukaże – „Pokolenie” - ukryłem paragrafowe zdanie w tekście – taki ukłon z mojej strony, a książkę zakończyłem cytatem z pierwszej powieści Hellera). Sam paragraf jest genialny w swojej prostocie a jego skuteczność niepodważalna. A to, że działa i jest stosowany nie oznacza wcale, że istnieje. Wystarczy wiara w jego moc a odwdzięczy się ciężką pracą w polu sprawiedliwości jedynie słusznej. Z podziwem dla literatury znawstwa przyjąłem więc nowelizację ustawy o cudzoziemcach, w której to hołd literaturze złożono i to, jakby dla podkreślenia miłości do beletrystyki, podwójny a nawet potrójny, co już kochania fanatyzmem trąca. Jakby tego było mało to i jeszcze elementy fantastyki niby z Lema, Dicka czy Strugackich włącza co, na raptem kilkunastu zdaniach tekstu, jest objawem iskry geniuszu. Żeby w niepewności nie trzymać przedstawię myśli błyskotliwe.

Cudzoziemiec, który nielegalnie przekroczył granicę (granicę Shengen) i został niezwłocznie po tym akcie przechwycony przez Straż Graniczną (SG), na podstawie postanowienia komendanta placówki SG, zostaje z RP wydalony (push-back). Oczywiście może się odwołać ale odwołanie nie wstrzymuje procesu wydalania. Czyli może się odwołać listownie wysyłając list z lasu z adresem zwrotnym w lesie tuż za czwartą brzozą obok osikowego zagajnika. Gdyby jednak ów cudzoziemiec chciał złożyć wniosek o ochronę międzynarodową (zwaną potocznie azylem) to musi go złożyć niezwłocznie po przekroczeniu granicy. Jeśli jednak złoży niezwłocznie to oznacza, że niezwłocznie pojawił się w ramionach SG a więc zostanie wydalony (nie ma tu tryby warunkowego: „komendant placówki Straży Granicznej właściwy ze względu na miejsce przekroczenia granicy sporządza protokół przekroczenia granicy oraz wydaje postanowienie o opuszczeniu terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”; nie ma tu: może wydać postanowienie, jest „wydaje postanowienie”) i może się odwoływać (a właściwie złożyć zażalenie). Złożenie wniosku na niewiele się zda bo jeśli cudzoziemiec jest przejęty przez SG niezwłocznie po przekroczeniu granicy to SG może jego wniosek pozostawić bez rozpatrzenia. Czyli cudzoziemiec nielegalnie przekraczający granicę musi złożyć wniosek niezwłocznie ale składając go niezwłocznie zostaje wydalony a wniosek nierozpatrzony. Wniosek o ochronę może złożyć gdy przybył bezpośrednio „z terytorium, na którym jego życiu lub wolności zagrażało niebezpieczeństwo prześladowania lub ryzyko wyrządzenia poważnej krzywdy”, czyli ustawodawca zakłada, że gdzieś w podlaskich lasach jest teleportal z Iraku albo że Afgańczycy fruwają. „Niezwłocznie” pojawia się kilkukrotnie w nowelizacji i zastanawiam się czy za każdym razem to to samo niezwłocznie czy może niezwłocznie z różnych opowieści.

Z punktu widzenia cudzoziemca każdy kontakt z SG i innymi służbami RP jest stratą więc jedynym racjonalnym działaniem jest ukrywanie się i próba przedostania się do kraju bardziej na zachód. Co z kolei oznacza, że władzy zostają tylko rozwiązania siłowe, cudzoziemcom nadzieja na przeżycie, mafii wyrastają możliwości zarobkowe (np. transport do Niemiec), organizacjom pomocowym długie spacery.


AKT II Ustawa 2 (Kodeks Karny)


Z jednej strony zawsze wydawało mi się, że system prawa powinien być spójny. Że artykuły różnych kodeksów nie mogą być wzajemne sprzeczne. Że interpretacja przepisów może nie będzie jednoznaczna (jednoznaczność jest niebezpieczna) ale przynajmniej spoglądająca w jednym kierunku. Z drugiej strony zawsze zdawałem sobie sprawę, że niespójność i niejednoznaczność prawa jest elementem kontroli nad obywatelami i rozszerza możliwości zarobkowania prawnikom i doradcom podatkowym oraz tym, których na prawników i owych doradców stać. Zakładałem też, że prawo obejmuje wszystkich obywateli w tym funkcjonariuszy państwowych, którym obywatele, jakby na to nie patrzeć, lepiej lub gorzej ale jednak płacą. Stąd moje przekonanie, że przy pewnych przestępstwach lub wykroczeniach kara dla owych funkcjonariuszy powinna być wyższa niż dla niefunkcjonariuszowego zwykłego obywatela. A już zupełnie spójność artykułów zakładałem, gdy rzecz kodeksu karnego dotyczyła. Co przekładało się na wiarę, że kara za zabójstwo (art. 148 KK) to od 8 lat do dożywocia, niezależnie czy sprawca był rudy czy łysy (zdając sobie sprawę z sytuacji wyjątkowych: niepoczytalność, nieletniość). Trudno było mi sobie wyobrazić, że można jednocześnie zakładać, że KK będzie przestępstwo określał i wskazywał zakres kary a inna ustawa będzie nakazywała lub umożliwiała przedsięwzięcie owego czynu, zwłaszcza funkcjonariuszom państwowym. Nowelizacja ustawy o cudzoziemcach nakazuje SG wywalanie ludzi do lasu (push-back), gdzie część z nich umiera, co nie było trudne do przewidzenia. Przytoczę więc kilka artykułów KK (zwracam zwłaszcza uwagę na art. 160. § 1 i Art. 162. § 1) pod prawną rozwagę i z prześladującą mnie myślą, że ustawodawca uchwalił prawo nakazujące łamanie prawa:

Art. 155. Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Art. 157. § 1. Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia, inny niż określony w art. 156 § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§ 2. Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia trwający nie dłużej niż 7 dni, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 160. § 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Art. 162. § 1. Kto człowiekowi znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie udziela pomocy, mogąc jej udzielić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

(Warto zwrócić uwagę, że w przytoczonych artykułach ustawodawca posługuje się terminem „człowiek”, nie obywatel, nie Polak).

Czy artykuł 162. § 1 nie nakazuje biegać po podlaskich lasach z garnkami ciepłej zupy i ciepłymi ubraniami ustanawiając biegających jako tych, którzy postępują zgodnie z literą i duchem prawa a funkcjonariuszy państwowych od prezydenta podpisującego począwszy przez marszałka Grodzkiego, który pomylił przycisk przy głosowania po zwykłego szeregowego Straży Granicznej uznać za przestępców?


AKT III (Ruchanie krów)

W akcie 2 zwróciłem uwagę, że KK odnosi się do człowieka („Kto naraża człowieka...”), ale przecież całe te zamieszanie można łatwo wysprzątać i wyprostować, gdy cudzoziemiec człowiekiem być przestanie albo okaże się nie w pełni człowiekiem, nie do końca człowiekiem. Już tym, że w świecie państw nie chce być obywatelem własnej ojczyzny, że rusza w nieznane, zostawiając przeszłość, historię, znane widoki i przynależność do kraju odkrajał rąbek swojego człowieczeństwa. Ale to mało. Musi ukazać inną twarz (twarz?). Należy z niego zetrzeć maskę jednostki ludzkiej i objawić inną, nieludzką, czyniąc go nie-człowiekiem, nie-zwierzęciem, nie-przedmiotem, kimś/czymś poza nazwą, nie pasującą nie tylko do artykułów, paragrafów ale także do umysłów, w których nie zagnieżdżą się w charakterze nam-podobnego ale spłyną mętną i jednorodną masą w kloakę odrzucenia, w obcość nieskończoną, której mieszkańcy nigdy nie ujrzą szansy znaleźć się w kategorii MY. To na-zawsze-nie-my wykluczy ich (to) z podlegania tym samym prawom, z ochrony godności, z szacunku i da narzędzie (uzasadnienie nie usprawiedliwienie; albo nie; to nawet nie jest uzasadnienie, to logiczno-racjonalna konsekwencja ich nie-ludzkiego charakteru) wszelkich działań bo TO nie będąc człowiekiem nie będąc zwierzęciem nie czuje, nie boi się, nie marznie i w jakiś sposób nie-umiera a jedynie przekształca się, tworząc pseudoczłowieczy (twarz na podobieństwo ludzkiej) obraz wyrastający z kotłującej się magmy. Wydaje się, że usytuowany poza moralnością może tkwić w niebycie w nieskończoność ale jednak śnieg w końcu przykryje jego nie-do-końca-ludzkie ciało a siły natury rozpuszczą, rozłożą i wciągną (może wtedy na chwilę odzyska ludzką twarz).

Odczłowieczyć. Brud, przestępstwo, zarazki, pasożyty, nielegalność, zwyrodnienie, zboczenie, gwałcenie, zagrażanie więc z drugiej strony obrona, reakcja, dbanie, świętość, legalność, zapobieganie.

Cóż, nie jest to jakiś nowy mechanizm ani genialny wymysł specjalisty od ruchania krów czy koni, czyli osoby, którą uważam za niedościgniony wzór podłości, za kogoś kto napawa mnie wstrętem, somatycznym obrzydzeniem.

Niezależnie jednak od mojego obrzydzenia i wstrętu mechanizm ten całkiem niedawno rozpalił piece i wypełnił kominy a z pozoru światły naród uczynił ślepym i głuchym.

O ile skala jest nieporównywalna to mechanizmy są podobne. Nie ma co prawda elementu celowej eksterminacji grupy (nie jest to celem działań) a sama grupa jest według innych kryteriów określana. Skutek uboczny w postaci leśno-bagiennej śmierci w stosunku do nie-do-końca-człowieka jest dopuszczalny albo pozarefleksyjny albo taki jak zdechłość potrąconego pieska. I jest gdzieś daleko (nawet jeśli to kilka kilometrów), gdzieś poza, gdzie nie widać, nie słychać, jakby to działo się gdzieś w mitycznej Afryce.

Gdyby tego mało pojawia się druga narracja, symetryczna, z pozoru stojąca w sprzeczności. Ci sami obdarci z człowieczeństwa (śmierdzący, niebezpieczni) wcale nie są tacy biedni i potrzebujący: mają telefony komórkowe (!!!!), mają ubrania (nawet firmowe jeansy!!!), wydali mnóstwo pieniędzy aby znaleźć się na granicy (to też mechanizm analogiczny do międzywojennego antysemityzmu: z jednej strony brud i tyfus z drugiej tacy jak my, próbujący być tacy jak my, nas udający więc jeszcze bardziej podejrzani, jeszcze bardziej niebezpieczny; taka sama narracja pojawia się obecnie np. w stosunku do Romów: z jednej brud, syf a z drugiej złoto i pałace). To wskazuje, że pomoc nie jest im potrzebna i na nią z pewnością nie zasłużyli; bo żeby komuś pomóc ten ktoś musi w obdartych łachmanach stać słupkiem i skamlać patrząc wzrokiem kotopsa z pokorą, strachem, nadzieją i poddaństwem. Ale wtedy staje się nie-człowieczy.


AKT IV (od którego warto zacząć, jeśli ma się słabe nerwy i mało czasu

czyli o czym ten tekst nie jest, nie był a o czym jest)

1. Nie jest to tekst o okrutnym satrapie zza wschodniej granicy, który morduje obywateli państwa, którym rządzi i który dla wkurwienia swoich zachodnich i północnych sąsiadów, dla przykrycia wewnętrznych problemów, dla utrzymania się przy władzy, dla pieniędzy robi to co robi.

2. Nie jest to tekst o historycznych zaszłościach, o postkolonialnej odpowiedzialności, o odpowiedzialności tych, którzy w bliskowschodnie wojny tak ochoczo się zaangażowali, by później równie ochoczo zastawić za sobą cały ten między innymi przez nich wywołany burdel.

3. Nie jest to tekst o ziemi świętej i czcigodnej granicy.

4. Nie jest to tekst o kapitałach politycznych, o przyciąganiu wyborców, o zyskach, stratach i możliwościach.

5. Nie jest to tekst o UE, która niby tak trochę, że trzeba, że humanitaryzm i w ogóle, ale jak przychodzi co do czego, to tak tylko mrukniemy cichutku a tam na granicach niech się topią czy to w bagnach czy w morzu.

6. Nie jest to tekst o przyczynach, skutkach, konsekwencjach, polityce przez małe jak małe gówno „g” ani o geopolityce przez większe „g” jak większe gówna bywają.

7. Nie jest to tekst o wielu innych kwestiach, których łatwo się domyślić.

8. To tekst o tu i teraz, o kawałku lasu i ludziach, którzy tam umierają. Bez analizy dlaczego się tam znaleźli ani gdzie się udają i co z nimi zrobić jakby przeżyli i zostali.

9. To tekst o systemowym, przez duże, w miarę bogate państwo, skazywaniu ludzi na zdychanie z zimna, głodu.

10. To tekst o tym, że w jakiś pokrętny sposób wszyscy to firmujemy.

11. I o tym, że karuzela wśród czarnych latawców jak szalona się kręci, tak niezmiennie od wieków, tylko majtki inne błyskają.

sobota, 28 sierpnia 2021

patrząc na kota

 Śpi. Zwinięty, zadowolony, szczęśliwy. Patrzę i zazdroszczę. Być nim chociaż przez parę minut. Zapomnieć o tępym bólu kolana, o marznących stopach, którym nie pomagają ani wełniane skarpetki ani ciepłe kapcie. Zbliża się południe i zaraz będę musiał zdjąć piżamę, założyć koszulę, czarny krawat i czarny garnitur i wyjść przez te drzwi i mówić. Szeptać. Słuchać plotek. Wykrywać spiski. Wynosić jednych i gubić innych. Krzyczeć i wrzeszczeć. Niedługo dowiem się, kto co zrobił, kto czego nie zrobił, kto się ugiął, kto zdradził, kto komu zagraża i kto koga za zdrajcę uważa. Będę musiał rozsądzać, godzić i podburzać, insynuować i węszyć. Wykrywać wśród zdań łechcących ziaren buntu, niezgody, zalążków myślenia przekornego, nasion chciwości, łapczywości nieokiełznanej. Myślą, że nie widzę, że w zaślepieniu nie dojrzę ich planów ich wężowej śliskości. Że cień mój pozwala snuć plany i kąpać się w samouwielbieniu, w pewności, wieczności. A na moim grzbiecie umoszczeni, na moich barkach wyniesieni. Znikąd powstali, z niczego ulepieni, to ja w ich bezkształtną masę, glinę niebytu tchnąłem słuszności postawę i możliwości szeroko rozwarte. Rozpinam piżamę i zerkam nieśmiało na me ciało obwisłe, zestarzałe.

Zakładam białe majtki, za duże, za luźne a chciałbym wskoczyć w stringi błękitne, błyszczące. Ale jak zdobyć majteczki takie, żeby nikt nie podpatrzył, nie dopytywał, nie zerkał? Mój dom moim więzieniem, nawet ja moim własnym więzieniem. Ten marsz mnie tak natchnął. Bo dzisiaj paradują, w kolorach z muzyką, radośni, szczęśliwi. Nawet pod moim oknem nie przejdą, tylko gdzieś tam, daleko. W telewizorze sobie wieczorem popatrzę. Ale tak, żeby nikt nie widział, że patrzę, że widzę zbyt długo, za długo na zwykłą odrazę, za długo na wstręt. Może by pomyśleli, że patrzę z sympatią. I już by szeptać zaczęli, nowe sojusze wiązali, plotki sadzili. W stringach błękitnych, błyszczących z młodzieńcem za rękę, place splecione, bym szedł z uśmiechem mimo nogi bolącej i starości nieustępliwej. I chłodu, którego nie mogę się pozbyć. A później zamiast schabowego kotleta, mizerii, ziemniaków smoothie różowe bym pił. Ale nie pójdę, bo co by mama powiedziała, jakby brat na mnie patrzył. A szeptacze, lizusy, klakiery za plecami moimi już by intrygi knuli, jak dzieło me wielkie przejąć, poprowadzić a mnie od sterów odciągnąć, wykluczyć. Patrzę na kota, śpiącego, szczęśliwego i zamiast stringów błękitnych, błyszczących wkładam majtki za duże, za luźne, zamiast koszuli w brokacie, krawat ponury i wychodzę prowadzić ich, przewodzić im. Nie mam już wyjścia, nie ma ucieczki, już do końca mych dni, do śmierci mojej muszę nienawidzić.

piątek, 16 kwietnia 2021

Jak wyklęci komunizm wprowadzali

 „Co by było gdyby?” to ważne pytanie, na które niektórym wydaje się, że znają odpowiedź. Zakładają, że zmiana jednego czynnika determinuje przewidywalny ciąg zdarzeń przeszłych a mając wehikuł czasu można świat uczynić pięknym i kwitnącym, jużci to dusząc Hitlera, gdy maszerował na ASP lub zmniejszając prędkość samochodu do niemal przepisowych. Eksperymenty myślowe o dawnych decyzjach zwykle skutków nie mają poza poszerzeniem horyzontów i wpływając na decyzje przyszłe, gdyż podobno można się trochę nauczyć z historii. 

Gdy jednak czyta się i słyszy wokół i wciąż o decyzjach słusznych i bohaterstwie niedoścignionym i pełnym romantyzmu w walce przeciwko czerwonemu potworowi lampka ostrzegawcza migocze, gdyż przekaz zbyt romantyczny, zbyt bohaterski i za bardzo w wawrzynach mitologii osadzony. 

Krusząc makijaż bohaterstwa, romantyzmu i mitologi można dostrzec obraz inny bez lukru i pieśni niezłomnych. Obraz, który nie plakatowymi farbami malowany a ołówkiem szkicowany, niedokładny i kleksami poorany. 

W faktach można szukać oparcia ale fakty z nazwy tylko są suche. Zagłębienie się poniżej poziomu ogólności powoduje, że rozłażą się i rozklejają, wilgotnieją, puchną i mętnieją. Ale złudna nadzieja się kolebie, że gdzieś tam na dnie czeka prawda prawdziwa z niuansów ograbiona, z sercem bijącym i w promieniach świetlistych.

Dla tej mojej opowiastki fakty ogólne jednak wydają się wystarczające, bo nie o szczegóły mi chodzi, nie o prawdę w konkrecie, nie o prawdę w ogóle (bo ambicja prawdodawcza zbyt mi się dzisiaj niebezpieczna, podejrzana i okrutna wydaje) a o spojrzenie z lotu ptaka o wzroku zmętniałym. Cóż to się więc dzieje, gdy II Wojna Światowa zbliża się do końca a armie miażdżą nazistowskie Niemcy? Zwycięstwo jest niemal pewne. Stalin jest paranoikiem i zbrodniarzem. Polska będzie w radzieckiej strefie wpływów. AK jest wykrwawiona (m. in. po Powstaniu Warszawskim) i w rozsypce. Ludność jest zmęczona wojną, okrucieństwem, morderstwami. Ludność jest przyzwyczajona do okrucieństwa. Ludzie oswoili cierpienie i śmierć. Państwo powstaje z gruzów, tak dosłownych, jak i społecznych. Nie ma struktur władzy, chaos jest powszechny, elity w znacznej części zginęły (zostały wymordowane). Państwo nie ma administracji a aparat przymusu i prawa jest w powijakach, jest budowany naprędce, w oparciu o losowe i niekompetentne osoby z radziecką (potężną) protezą. Częściowo ten aparat tworzony jest przez żołnierzy armii polskiej, którzy walczyli (i ginęli) od Lenino poprzez Wał Pomorski a na Berlinie kończąc. Kiełkująca władza jest silnie związana ideologiczne i ma częściowe poparcie ludności. W kraju chaosu mnożą się grabieże, napady, zbrodnie, morderstwa. Na południowym wschodzie nowych granic polski działa partyzantka ukraińska (czasami we współpracy z tak zwanym podziemiem niepodległościowym). Na ten obraz nakładają się migracje wewnętrzne i zewnętrzne.

W takich warunkach zbudowanie funkcjonującego państwa i skonsolidowanej władzy, która kontroluje jego terytorium i posiada legitymizację budowy aparatu terroru, wymaga, między innymi, jakiegoś dodatkowego czynnika, czynnika uzasadniającego działanie, które bez owego czynnika byłoby utrudnione. Można pokusić się o stwierdzenie, że wystąpienie owego czynnika jest przyczyną, która konstruuje taki a nie inny reżim, gdyż brak owego czynnika przyczyniłby się do skonstruowania inaczej funkcjonującego państwa i innego reżimu politycznego.

W takiej sytuacji działania tak zwanych żołnierzy wyklętych spadła na kiełkujący reżim polityczny pierwszych lat tak zwanej Polski Ludowej (do 1952 roku Rzeczpospolita Polska po 1952 PRL) niczym worek złota dla spragnionego bogactwa inwestora. Samo działanie leśnych partyzantów po zakończeniu wojny geopolitycznej sytuacji zmienić nie mogło ale mogło jak najbardziej zmienić sytuację wewnętrzną uzasadniając narastający terror okresu stalinowskiego, zaangażowanie radzieckie (atakowani i zabijani byli także żołnierze i funkcjonariusze radzieccy), dzięki zgeneralizowaniu wroga umożliwiły atak (wojskowy, polityczny, społeczny i sądowy a właściwie pseudosądowy) na żołnierzy tej części podziemia antynazistowskiego, które po wojnie złożyło broń uznając walkę zbrojną z Rosją za pozbawioną sensu (lub uznającą socjalizm za całkiem niezły pomysł). Tak zwani żołnierzy wyklęci atakując funkcjonariuszy (i obywateli) powstającego państwa byli idealnym uzasadnieniem narastających represji i z punktu widzenia władzy jedyną reakcją na ich działanie była militarny odwet. Właściwie żadna władza (niezależnie jak ją można ocenić) nie może sobie pozwolić aby na jej terenie działały ugrupowania zbrojne atakujące ich funkcjonariuszy w sposób zorganizowany i masowy. Działalność tak zwanych żołnierzy wyklętych wpisała się w szerszy kontekst innych działań antypaństwowych, na które państwo musiało zareagować. Przy czym często rozróżnienie partyzantki antykomunistycznej od grup bandytów było trudne lub niemożliwe, a sami tak zwani żołnierze wyklęci czasami objawiali się w obu rolach. Oczywiście państwo w sposób mniej lub bardziej świadomy obie grupy wrzucało do jednego worka opatrzonego napisem „bandy” i za jednym zamachem pozbyło się i jednych i drugich. 

Trudno ocenić jak wyglądałby reżim powojenny bez leśnego wroga ale wiele wskazuje na to, że ich obecność i działanie skonsolidowało władzę, pozwoliło zbudować aparat terroru, wprowadzić stalinowską wersję państwa, uzasadnić atak na głównie po AK-owską partyzantkę antyniemiecką, przyczyniło się do rozbicia środowiska nieprzychylnego nowemu ustrojowi, w większym stopniu zaangażowało Związek Radziecki. Trudno także ocenić o ile mniejsze byłyby ofiary okresu stalinowskiego, o ile łagodniejszy byłby reżim pierwszych lat powojennych i o ile mniej ofiar byłoby wśród ludności cywilnej. Trudno ocenić z czego wynikała działalność zbrojnego podziemia antykomunistycznego, z głupoty, naiwności, źle pojmowanego patriotyzmu, niewiedzy, nieumiejętności dostrzegania potencjalnych skutków własnych działań, spaczonego romantyzmu czy z nieumiejętności funkcjonowania bez broni i zabijania, niemniej jest niemal pewne, że jego działalność przyczyniła się do powstania takiej wersji państwa z jakim mieliśmy do czynienia w pierwszych latach po II wojnie światowej. 

PS. „W latach wojny domowej 1944-47 z rąk powojennego podziemia antykomunistycznego zginęło 4018 milicjantów, 495 ormowców, 1616 funkcjonariuszy UB oraz 3729 żołnierzy Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojsk Ochrony Pogranicza. Ofiar wśród cywilów było niewiele mniej: 5143 osoby, w w tym 2655 rolników i 691 gospodyń domowych oraz 187 dzieci do lat 14. Łącznie ok. 15 tys. osób. Zginęło też 1980 żołnierzy Armii Czerwonej, głównie powracający z wojny do kraju.

Ocenia się, że zabitych zostało 7672 „leśnych” , według niezweryfikowanych danych w latach 1944-1954 za przestępstwa polityczne skazano na karę śmierci ok. 5 tys. osób, z czego ponad połowę wyroków wykonano”.

Źródło: 

https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2016/03/01/bilans-wojny-domowej-w-polsce-1944-47/

wtorek, 23 marca 2021

Czy Andrzej Duda jest debilem?

 

Pan Jakub Żulczyk stanie przed sądem za znieważenie głowy państwa. Jako, że czytałem kilka książek pana Żulczyka a niektóre z nich uznałem i wciąż uznaję za całkiem dobre wywołałem sam siebie do odpowiedzi i wypowiedzenia na temat owego oskarżenia. Właściwie nic by się nie zmieniło gdybym nie czytał książek pana Żulczyka a on sam byłby zupełnie inną osobą. Spróbuje więc podsumować sprawę. W punktach.

Odpowiedź na pytanie, czy Andrzej Duda jest debilem wydaje się oczywista. Ale meritum tej sprawy nie jest w stwierdzeniu stanu faktycznego kondycji umysłowej AD.

1. „Debil” jest określeniem pejoratywnym. Nie określa psychiatrycznie stopień upośledzenia umysłowego (kiedyś może tak, teraz już nie). Mówiąc o kimś „debil” nie stwierdzamy (a przynajmniej nie tylko) faktu jego ograniczeń intelektualnych ale wrzucamy owego debila w szerszy kontekst. Jeżeli ktoś jedzie 200 km/h w terenie zabudowanym jest debilem (proszę zwrócić uwagę, że dotyczy to jednostkowego zdarzenia; będzie o tym dalej, w punkcie 12), chociaż jego IQ może być dosyć wysokie, a on sam człowiekiem pełnym sukcesów i głębokich przemyśleń. Innymi słowy mówiąc o kimś „debil”, negatywnie ją oceniamy i to często w oderwaniu od jego możliwości intelektualnych.

2. Prawo chroni godność jednostki. Publiczne powiedzenie o kimś „debil” jest naruszeniem godności innej osoby, więc można, także za pośrednictwem aparatu państwa, domagać się zadośćuczynienia naruszenia godności.

3. „Debil” o prezydencie kraju narusza po pierwsze godność osoby ale także godność głowy państwa (abstrahując od zasadności zapisu chroniącego głowę państwa).

4. Prezydent jest reprezentantem obywateli, jest swego rodzaju jednoosobową personifikacją obywateli lub zabawiając się metafory jest punktem, w którym, za pośrednictwem wykrzywionego zwierciadła, skupia się obraz całego społeczeństwa, czyli jest odzwierciedleniem społeczeństwa, a co za tym idzie z pewną dozą fantazji można przyjąć, że powiedzenie, że prezydent jest debilem, oznacza, że obywatele kraju są debilami. Skoro w prawie demokratycznych wyborach AD został prezydentem i zakładając jednocześnie, że jest debilem, można przyjąć, że mamy do czynienia ze społeczeństwem debili. Co niesie za sobą problem, gdyż można niemal na granicy pewności przyjąć, że w społeczeństwie debili są osoby, które debilami nie są. Co z kolei może rozpocząć dyskusję o systemie demokratycznym (Jeżeli 52% głosuje na A to A reprezentuje 52% czy 100%? Dlaczego A bierze wszystko? Czy A powinien się zmienić i być trochę jak B, który otrzymał 48%? Dlaczego 52% decyduje o 48%? Czy jak 52% zagłosuje na osobę i osoby, które podwyższą podatki dla rudych to czy to demokracja?). Te jednoosobowe odzwierciedlenia oznacza, że medale, dyplomy i nominacje profesorskie wręcza społeczeństwo, które w tym celu zatrudniło, poprzez wybór, prezydenta.

5. Powiedzenie o AD debil, oznacza w takim razie trzy stwierdzenia: że jednostka AD jest debilem (jest przez mówiącego uważana za debila), że głowa państwa (prezydent, urząd itd.) jest debilem oraz ze społeczeństwo jest debilem. Każde z tych stwierdzeń niesie różne problemy.

6. Głowa państwa wybrana w prawie demokratycznych wyborach, która w sposób ewidentny nie jest reprezentantem ogółu a jedynie określonej grupy (czyli metaforyzując zwierciadło nie jest sferą (wiem, że to nie sfera ani nawet wycinek sfery) taką jak w teleskopie Newtona a czymś z pogranicza gabinetu luster w wesołym miasteczku dla debili), formalnie pozostaje prezydentem, ale z punktu widzenia wartości stojących za antyznieważeniową ochroną głowy państwa, przestaje nim być na poziomie generalnym (obejmującym tak 48% jak i 52%), a co za tym idzie powiedzenie o AD debil, nie jest znieważeniem głowy państwa, a znieważeniem aparatczyka, czyli osoby publicznej formalnie będącej prezydenta, a nieformalnie (czyli w oparciu o wartości stojące za instytucją prezydenta) nią nie będąc.

7. Jeżeli prezydent jest jedynie aparatczykiem to mówiąc o nim debil formułujemy jedynie pejoratywne określenie w stosunku do niej jako jednostki oraz formacji, która go reprezentuje. W takim ujęciu ochronie podlega naruszenie godności jednostki.

8. Będąc osobą publiczną (aparatczykiem) w sposób oczywisty jest narażony na niepochlebne opinie i nawet jeśli są one obraźliwe wchodzą w zakres może niezbyt wysublimowanej ale jednak krytyki. Starając się unikać sformułowania, na których oparta jest obecna polityka w RP (a wy to…), czyli my zrobiliśmy coś złego ale przecież wy coś jeszcze gorszego, posłużę się nim budując pewną analogię. Określenie aparatczyka debilem jest taką samą formą krytyki jak powiedzenie o zdradzieckich mordach, gorszych sortach i nie ludziach (powiedzenie o kimś debil nie przekreśla jego człowieczeństwa). Abstrahując od tego, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że jedne sformułowania mijają się z prawdą a inne graniczy z pewnością.

9. W państwie autorytarnym, z którym w wielu aspektach mamy do czynienia w RP, krytyka (nawet w formie uproszczonej acz bogatej treściowo) formacji wprowadzającej ów autorytaryzm oraz osób ją reprezentujących, zależy niemal wyłącznie od odwagi owego krytyka i gotowości poniesienia konsekwencji. Z tego punktu widzenia jest uzasadniona i moralnie właściwa (Stefana Kisielewskiego „dyktatura ciemniaków” jest tu dobrym przykładem).

10. Przetrącenie kręgosłupa demokracji, czyli zniszczenie trójpodziału władzy, będące jednym ze wskaźników rządów autorytarnych, z którymi mamy do czynienia w RP i podporządkowanie aparatu przymusu osobie, o której słusznie ktoś (o którym słów niepochlebnych można powiedzieć całkiem sporo, co czyni wszystko pięknie symetryczne) powiedział, że jest zerem (co naruszyło godność owego aparatczyka; bardziej skłaniałbym się jednak do określenia kanalia niż zero) czyni wszelkie postępowanie prokuratorskie i sądowe (niestety także wiele cywilnych i karnych; plus działania niższych funkcjonariuszy aparatu przymusu i kontroli) w sprawach będących wyrazem konfliktu pomiędzy jednostką lub grupą nie będącymi członkami formacji konstruującej państwo autorytarne i aparat autorytarny jest przejawem działania i kolejnym wskaźnikiem wykluwania się autorytaryzmu. Państwo autorytarne zaburza równowagę prawną i czyni pewne grupy i osoby uprzywilejowane prawnie i przez to staje się hegemonem, w stosunku do którego nie ma możliwości działania za pośrednictwem systemu prawnego. Innymi słowy przedstawiciele formacji przekształcającej państwo z poważnie kulejącą demokracją w państwo autorytarne mogę od debili wyzywać kogo chcą.

11. Oczywiście sprawa może być całkiem prosta. Może po prostu Jakub Żulczyk ma zespół Tourette’a. Uwzględniając książki, które napisał, nie jest to wykluczone.

12. Określenie „debil” jest określeniem generalny, definiującym. Opisuje dominującą, konstytutywną cechą jakiejś osoby. Można posiłkować się, że ktoś zrobił/zachował się jak debil, co wcale nie wskazuje, że jest debilem. O sobie mogę powiedzieć, że wiele razy zachowałem się jak debil, jak idiota albo nawet jeszcze gorzej. Niestety w omawianym przypadku i odnosząc się poszczególnym przejawów trudno wyobrazić sobie wypowiedź posiłkującą się spójnikiem „jak”, gdyż przykładów byłoby zbyt wiele a obraz zbyt nieczytelny. AD zachował/wypowiedział się jak debil powtórzone tysiące razy razi nudą i rozmywa istotę sprawy. Powiedzenie AD jest debilem można interpretować jako generalną ocenę wypowiedzi i zachowań owego AD, czyli stwierdzenie, że w zdecydowanej większości przypadków AD zachował się jak debil, wypowiedział się jak debil. Czyli stwierdzenie, że AD jest debilem, może oznaczać figurę retoryczną, za którą kryje się ocena wypowiadającego na temat czynów i słów AD, bez odbierania godności owemu AD.

13. Zakładając, że każdy człowiek ma przyrodzoną godność, której nikt nie może mu odbierać ani jej naruszać (na marginesie państwa autorytarnego z punktu 10 powstaje pytanie: ile razy przedstawiciele państwa naruszyli godność osób i grup i nie spadł im włos a za to spadło wiele gwiazdek spełniających życzenia), otwarte, filozoficznie trudno rozstrzygalne, balansujące na subiektywnym oglądzie rzeczywistości, pozostaje pytanie, czy działania lub zaniechania jednostki może pozbawić ją (jednostka sama pozbawia się swojej własnej godności) godności a więc pozbawić ją cechy, która podlega ochronie. Wydaje mi się, że nawet Brevikowi należy się uznanie jego godności, nawet jeśli życzę, żeby do końca jak najdłuższego życia tylko cierpiał (ale czy cierpienie nie narusza godności; ale bagno). Inaczej się ma jednak sprawa z jednostką, która została wcielona w prezydenta i swoim zachowaniem pozbawiała ów urząd godności (np. podpisując na stojaka w towarzystwie innego, też niezbyt sympatycznego, prezydenta, ale przynajmniej siedzącego), co spowodowało, że owa godność a właściwie jej brak został przeniesiony na całe społeczeństwo. Zachowując się jak debil, pozbawił godności urząd a więc pozbawił godności społeczeństwo, które reprezentuje, ergo nie zasługuje na ochronę przeciwko znieważaniu ani jako prezydent, ani aparatczyk, ani jednostka (dopóty pozostaje prezydentem), co uprawomocnia nazywanie go debilem.


PS. To ciekawe: niezależenie od stanu faktycznego, o organizacja, która dąży do totalizacji w imię ich wartości (które, jak przyjmuje, są uniwersalne tak bardzo, że bardziej nie można) nie można pisać, że jest finansowanego z pewnego wschodniego źródła tak niezależnie od stanu faktycznego nie można pisać/mówić, że AD jest debilem. Nie wiem skąd mi się ta analogia wzięła. Nie pozostaje nic innego jak 100 razy napisać: Rzymianie idźcie do domu.

wtorek, 26 stycznia 2021

Jak sprawiedliwie i racjonalnie zaszczepić

 Szczepienie musi pełnić tak funkcję społeczną (jest dobrem ogólnospołecznym) a także realizować konstytucyjne i powszechne prawo do sprawiedliwości.

Zatem:

I. Dobór osób musi dążyć do maksymalnego ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa oraz gwarantować zachowanie (przetrwania) państwa i narodu.

II. Dobór osób musi uwzględnić, że każdy ma prawo do życia i przeżycia, a więc dobór nie może faworyzować nikogo, gdyż każdy jest równy w obliczu śmierci.

Uwzględniając I:

1. Pierwsza zaszczepiona grupa powinna składać się z osób węzłowych, czyli tych, które mają najszersze kontakty społeczne, realizowane w sposób bezpośredni, w ograniczonej przestrzeni, z przypadkowymi ludźmi, czyli posiadają zdolność do znacznego podwyższenia możliwości transmisji wirusa. Określenie takiej grupy wymaga badań sieci społecznych ale wydaje się, że do takich grup należy zaliczyć: prostytutki oraz członków rodzin patchworkowych w przeciwieństwie do pustelników i kosmonautów.

2. Osoby w podeszłym wieku, o niskiej mobilności, często posiadające znaczne dysfunkcje ruchu nie są osobami węzłowymi w związku z czym ich rola w transmisji wirusa jest znikoma, zwłaszcza, że ze względu na podwyższoną śmiertelność transmisja wirusa szybko ustaje.

3. Niepracujące osoby w wieku emerytalnym także mają ograniczone możliwość transmisji wirusa (chyba, że dodatkowo trudnią się prostytucją) a ponadto, zakładając ich przedwczesny zgon przyczyniają się do znacznych korzyści ogólnospołecznych o charakterze ekonomicznym (jeśli uwzględnimy wywołane pandemią skrócenie o 5 lat życia 100 tys. osób w wieku emerytalnym i średnią emeryturę w wysokości 2500 zł, to otrzymamy niebagatelną kwotę 15 miliardów, nie wliczając kosztów leczenia, opieki geriatrycznej itp.; ponadto, zgony te, w znacznym stopniu przyczynią się do zwiększanie podaży nieruchomości, co korzystnie wpłynie na możliwości mieszkaniowe narodu, oraz przeniosą energię społeczną związaną z ograniczonymi acz istniejącymi kontaktami społecznymi z tymi osobami, na zajęcia bardziej produktywne, tak istotne w czasach kryzysu).

4. Ze względu na ekonomiczne konsekwencje narodowego lokdałnu dla pewnych branż działalności gospodarczej oraz ich węzłowy charakter w transmisji wirusa, w pierwszej kolejności należy zaszczepić barmanów/ki, kelnerów/ki oraz częstych klientów barów, restauracji i dyskotek. Częstych klientów/ek barów, restauracji oraz miłośników/czek tańca (szczególnie wolnych utworów skłaniających do bliskich kontaktów a jednocześnie realizujących praktykę tzw. „odbijania”) należy określić na podstawie odpowiednich badań społecznych. Podobnie należy potraktować trenerów/ki osobistych/e zarówno tych związanych z działalnością sportową jak i intelektualną (wzmacniającą kondycję, sprawność i siłę psychiczną oraz wzmacniające proces samorealizacji; tzw. cołczing).

5. Należy także uwzględnić, iż funkcjonowanie państwa a więc przetrwanie narodu zależy od aparatu biurokratycznego oraz struktur władzy powstałych z nadania suwerena (z nadania politycznego), dzięki którym możliwe jest sprawne działanie skomplikowanej struktury jaką jest państwo współczesne. Oznacza to, że w pierwszej grupie należy zaszczepić urzędników, pracowników ministerstw, włączając to rząd oraz głowę państwa (aparat wykonawczy a nie aparat ustawodawczy). Ze względu na marginalną rolę zawodowych polityków w funkcjonowaniu państwa nie będących w strukturach władzy (tzw. opozycja) ich szczepienie należy przełożyć na późniejszy termin, chyba że jednocześnie działają w branży usług seksualnych i/lub są częstymi gośćmi barów, restauracji, dyskotek.

6. Przetrwanie państwa a więc przetrwanie narodu wymaga sprawnego funkcjonowania aparatu bezpieczeństwa chroniącego zarówno przed wrogiem zewnętrznym jak i wewnętrznym. Należy uwzględnić tak struktury decyzyjne (np. oficerów wojska), jak i motłoch wykonawczy (np. szeregowców). Oznacza to, że do pierwszej grupy należy włączyć wojsko, policję, AW, ABW, CBA, SKW, SWW oraz OT. Oczywistym wydaje się, że analogicznie istotne jest włączenie służb o charakterze ratunkowym: od Straży Pożarnej po WOPR i GOPR.

7. Niezbędnym elementem funkcjonowania państwa jest jego aparat wymierzenia sprawiedliwości realizujący monopol państwa na realizację i egzekwowanie zapisów prawa. Bez owego aparatu państwo nieuchronnie zapadłoby się i popadło w anarchię. Wymaga to włączenia do pierwszej grupy sędziów, prokuratorów, adwokatów i radców prawnych wraz z osobami towarzyszącymi (pracowników sądów, asystentki adwokatów itd.).

8. Państwo oprócz realizacji zadań bieżących winno realizować programy uwzględniające możliwość jego funkcjonowania w przyszłości, a więc zapewnić jego ciągłość (reprodukcję systemu państwowego). Realizacja tego zadania wymaga pozostawienia przy życiu nauczycieli oraz kadry akademickiej (oraz osób, bez których szkoły na żadnym poziomie nie mogą funkcjonować: bibliotekarek, pracowników dziekanatów czy sprzątaczy). Włączenie tej grupy to grupy pierwszej wydaje się niezbędne.

9. Zabezpieczenie istotnych gałęzi gospodarki o charakterze strategicznym jest kluczowe. Energetyka czy uzdatnienie wody i odprowadzanie ścieków nie może wstrzymać swojej działalności, więc pracownicy tych sektorów powinni znaleźć się w grupie pierwszej.

10. Państwo i naród to nie tylko profanum, mechanizm działający w oparciu o odpowiednie struktury. Państwo także sfera sacrum, gdyż dzięki owemu sacrum możliwa jest reprodukcja szeroko pojętej kultury, a co za tym idzie reprodukcja członków wspólnoty narodowej opartej na określonych wartościach i poddających się możliwości zdefiniowania na podstawie cech społeczno-kulturowych a nie wyłącznie biologiczno-fizykalnych. Zachowanie owego szeroko pojętego profanum wymaga zaszczepienia w pierwszej kolejności artystów/ek, duchownych/e i naukowców/czyń, szczególnie tych/te, których oddziaływania ma istotne znaczenie społeczne, określone na podstawie badań sieci followersów i lubieto. Artyści/ki, duchowni/e i naukowcy/czynie, których oddziaływania społeczne jest mniejsze winni zostać zaszczepienie w późniejszym terminie, chyba że dodatkowo trudnią się prostytucją lub dorabiają jako barmani/ki i kelnerzy/ki. Włączenie to tych grup pracowników teatrów, oper, filharmonii, muzeów i klasztorów wydaje się niezbędne.

11. Strefa profanum to nie wyłącznie obszar wysokiej kultury duchowej ale także odrobinę niższej, z jednej strony niezbędnej do zachowania zdrowia psychicznego (tzw. rozrywka) a z drugiej pełniących istotne funkcje poprzez przekazywanie treści i wartości istotnych społecznie w sposób nieoczywisty i pozbawiony patosu. W konsekwencji należy w pierwszej kolejności zaszczepić pracowników telewizji, radia, estrady, wodzirejów, piosenkarzy, sportowców, tancerzy zawodowych, projektantów mody, akrobatów, treserów fok i poskramiaczki lwów.

12. Nieuchronny kryzys ekonomiczny a w konsekwencji społeczny będzie ograniczony a wyjście z niego zostanie znacznie przyśpieszone, jeśli do grupy pierwszej włączymy kadrę zarządzającą przedsiębiorstw: prezesów/ki, członków/inie zarządu, członków/inie rady nadzorczej, dyrektorów/ki, a także kluczowych/e funkcyjnych/e w przedsiębiorstwach: ekonomistów/ki, marketingowców/czynie, pijarowców/czynie, haerowców/czynie. Wydaje się, że ważne jest dokooptowanie do tej grupy informatyków/czki i asystnetów/ki.

13. Funkcjonowanie społeczeństwa zależy od dystrybucji dóbr. Załamanie się łańcucha dostaw oznacza całkowity paraliż oraz nieuchronny i trudny do skanalizowania wybuch niezadowolenia. Dystrybucja dóbr oparta jest w głównej mierze o transport i sprzedaż. Do grupy pierwszej winno się więc włączyć kierowców/czynie (i w konsekwencji mechaników/czki samochodowych/e, pracowników/czki stacji benzynowych) oraz sprzedawców/czynie.

14. Zachowanie sacrum i profanum nie zagwarantuje przetrwania państwa i narodu jeśli jego członkowie/inie nie będą realizowali prawa i obowiązku reprodukcyjnego, co zwłaszcza dotyczy kobiet w wieku od szesnastu do czterdziestu pięciu lat, co automatycznie zalicza owe kobiet do grupy pierwszej.

15. Uwzględniając zasadność twierdzenia, że zdrowie psychiczne jest jednym z głównych składników dobrostanu społecznego, przekładającego się na zdrowie fizyczne, a więc eliminuje całe spektrum chorób psychosomatycznych lub somatycznych, których źródłem są powikłania wynikające z zachwiania równowagi psychicznej, a także chorób psychicznych wprost prowadzących do śmierci lub trwałego uszczerbku na zdrowiu, w tym niezdolności do pracy z powodów zaburzeń psychicznych należy w pierwszej grupie zapewnić szczepienia osobom, których praca lub inne działanie wpisują się w realizację potrzeb psychologicznych innych jednostek, w tym realizację zainteresowań i hobby, a więc zarówno bibliotekarzom/arkom jak i pilotom/kom wycieczek krajoznawczych. Zasadne wydaje się też zaszczepienie osób, którzy realizując swoje pasje mogą przyczynić się do wzrostu transmisji wirusa, a więc podróżników/czek czy wolontariuszy/ek a także tych, którzy realizują swoją pasję połączoną z pracą na przykład pracując w modelingu.

16. W pierwszej grupie z przyczyn oczywistych powinni znaleźć się pracownicy zakładów pogrzebowych w tym zakładów utylizacji termicznej zwłok (krematoriów). 


Uwzględniając II

Zakładając równość w prawach każdego obywatela kolejność szczepień nie może być oparta o wiek obywatela, gdyż faworyzuje ono tych, którzy należą do właściwej, określonej odgórnie i na podstawie niejasnych kryteriów kategorii wiekowej. Ponadto owa kolejność nie może być określona na podstawie stanu zdrowotnego danej osoby, czyli faktu, iż dana osoba ma schorzenia zwiększające prawdopodobieństwo śmierci z powodu zakażenia. Po pierwsze należy uwzględnić prawdopodobieństwo śmierci w danej grupie wiekowej w wyniku zakażenia koronawirusem z uwzględnieniem aktualnego stanu zdrowia konkretnej osoby. Owe dane zbiorcze powiedzą, że np. osoba z nadwagą, cukrzycą i nowotworem mająca osiemdziesiąt lat ma niewielkie szanse przeżycia w wypadku zakażania a całkiem zdrowy trzydziestolatek prawdopodobnie tylko kichnie. Dane demograficzne wskażą, że osoba osiemdziesięcioletnia (bez uwzględniania płci) statystycznie nie żyje od dwóch lat, więc jej szczepienie jest społecznie niesprawiedliwe, gdyż ogranicza szanse osoby czterdziestoletniej, której zgon z powodu zakażenia jest mało prawdopodobny ale możliwy. Jeżeli będziemy wiedzieć jakie jest prawdopodobieństwo śmierci osoby w wieku siedemdziesięciu lat i w wieku czterdziestu lat to realizując postulat sprawiedliwości społecznej ustalimy odpowiednie wagi i zaszczepimy obie grupy (tj. siedemdziesięciolatków i czterdziestolatków) w proporcjach określonych przez owe wagi tak, aby prawdopodobieństwo przeżycia było równe dla obu grup. Czyli (w uproszczeniu) jeśli siedemdziesięciolatek umrze z prawdopodobieństwem 10% a czterdziestolatek z prawdopodobieństwem 1% to, żeby w pierwszym kroku było sprawiedliwie należy zaszczepić na jednego czterdziestolatka dziesięciu siedemdziesięciolatków. Na ten podział należy nałożyć odpowiednią wagę wyprowadzoną z przewidywalnej długości życia (8 lat 70-cio latka i 38 lat dla 4-to latka), gdyż sprawiedliwość wymaga, aby wszystkim dać nie tylko równą szansę przeżycia do 78 roku życia, ale także uwzględnić długość samego życia od chwili zaszczepienia (38 do 8; czyli 4,75). Po otrzymaniu odpowiednich proporcji należy do wzoru wprowadzić choroby mogące przyczynić się do pewniejszego zgonu lub ich brak, poprzez dodania odpowiednich współczynników korygujących tak, aby wyrównać prawdopodobieństwo przeżycia osoby czterdziestoletniej chorującej z osobą czterdziestoletnią niechorująca uwzględniając oczywiście, że osoba chorująca (dotyczy to głównie chorób przewlekłych) prawdopodobnie żyłaby krócej. Wzór należy uzupełnić, przez statystycznie wyprowadzone stałe korygujące uwzględniające zachowania i tryb życia mogące wpłynąć na potencjalną przeżywalność a więc nadwagę, nikotynizm, alkoholizm, świninizm (jedzenie tłustego niezdrowego mięsa) i inne niezdrowe spożywanie (z uwzględnieniem statystycznie badalnej zmiany trybu życia w przyszłości), sporty i zabawy ekstremalne czy zawody niebezpieczne. A następnie nałożyć to na strukturę płci oraz miejsce zamieszkania, poziom wykształcenia i dochodu mające istotny wpływ na przewidywaną długość życia.


Biorąc pod uwagę I i II należy opracować odpowiednią macierz sprawiedliwość/dobro społeczne i określić właściwą kolejność szczepień. Pierwsze przymiarki wskazują niemal jednoznacznie, że w pierwszej kolejności należy zaszczepić dwudziestosześcioletnie rozwiedzione kobiety, zasiadające w radach nadzorczy firm energetycznych i pracujące w ministerstwie obrony narodowej na stanowisku asystentek wiceministra, mające trójkę dzieci z pierwszego małżeństwa i dwójkę z kolejnego, które po godzinach pracy chodzą do barów i dyskotek, gdzie przy pomocy wolnych tańców nawiązują przygodne kontakty seksualne za pieniądze, a wracając później do domu malują obrazy pełne husarii, w niedzielę udzielają się w chórze kościelnym śpiewając, a w rzadkich wolnych chwilach próbujące dokończyć doktorat z teologii. Jako ostatnich należy zaszczepić osiemdziesięcioletnich pustelników, którzy samotnie opływają Ziemię bez zawijania do portów.

czwartek, 26 listopada 2020

Kontrrewolucja Ordo Iuris, czyli o "Rewolucji i kontrrewolucji" Plinio Corrêa de Oliveiry.

Ordo Iuris a dokładniej Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris wyrosła z Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi organizacji powiązanej z międzynarodową siecią, której rozwój zapoczątkowała brazylijska organizacja (Tradycja, Rodzina i Własność; Sociedade Brasileira de Defesa da Tradição, Família e Propriedade; TFP), założona przez Plinio Corrêa de Oliveira, zmarłego w 1995 roku katolickiego działacza i funkcjonująca w kilkudziesięciu państwach świata.

De Oliveira napisał parę książek w tym jedną, która stała się tekstem założycielskim TFP i podstawowym tekstem ideologicznym organizacji powiązanych z TFP, w tym także Ordo Iuris (wraz z kilkoma stowarzyszeniami, fundacjami i instytutami z Ordo Iuris powiązanymi). “Rewolucja i kontrrewolucja”, bo o niej mowa, ukazała się po raz pierwszy w Brazylii 1959 roku i została przetłumaczona na kilkanaście języków oraz doczekała się kilku wydań w Polsce.

Przedstawiona w polskiej wersji wikipedii biografia de Oliveiry jest skrajnie hagiograficzna i zgodnie z wymogami encyklopedii winna dostać dostosowana do standardów w niej obowiązujących. Pomimo widocznych aspiracji i wrażenie stworzonego w przedmowie (autorstwa Anastasio Gutierreza) nie jest to książka naukowa nawet jeśli, według autora przedmowy “zawiera ono [dzieło, “Rewolucja i kontrrewolucja” – przyp. R.H.) wiele trafnych socjologicznych, politycznych, psychologicznych i perspektywicznych obserwacji, z których wiele zasługiwałoby na antologię” (przedmowa; “Rewolucja i kontrrewolucja”, str. 16; Kraków 1998). “Rewolucja…” pełna jest błędów logicznych, uproszczeń, nieuprawnionych generalizacji, praw uniwersalnych zbudowanych na podstawie jednostkowych obserwacji lub metafor i wiele podobnych defektów, podbudowanych silnie artykułowanym katolicyzmem autora i ubranych w pozory naukowego obiektywizmu. Pod pewnymi warunkami można uznać ją za niemalże dwustustronicowy esej (pisany raczej dużą czcionką). Niezależnie jak określimy tekst jest on silnie ideologicznie nacechowany i buduje określoną narrację światopoglądową zarówno w opisie rzeczywistości (jak jest), procesów, które doprowadziły do obecnego stanu społeczeństwa, oraz postulowanej konstrukcji społeczeństwa (jak powinno być). Uwzględniając znaczenie organizacji Ordo Iuris, jej zaangażowanie polityczne i społeczne, grono jej sympatyków, współpracowników i działaczy zakotwiczonych w strukturach politycznych, szkolnictwie i mediach, wciąż zwiększający się budżet oraz nieustanny flirt władzy z organizacją wydaje się niezbędne chociaż pobieżne przyjrzenie się “Rewolucji i kontrrewolucji”, książce, jako wspomniałem, będącej ideologicznym wzorcem działania organizacji i jej światopoglądowym credo.

Rewolucja...” skonstruowana jest wokół konfliktu dwóch porządków lub bardziej precyzyjnie procesów które w świecie zachodnim od schyłkowego średniowiecza zdominowały lub wyeliminowały inne procesy społeczne, lub oddając ducha książki są jedynymi procesami społecznymi jakie mają miejsce w ostatnich sześciu wiekach. Procesy te, zawarte w tytule książki, odnoszą się do Rewolucji, zapoczątkowanej w renesansie, której zwieńczeniem byłoby zbudowanie powszechnego, wszechogarniającego państwa Rewolucji tożsamego z naszkicowaną przez de Oliveirę wersją wszechogarniającego komunizmu oraz Kontrrewolucji będącego reakcją na Rewolucję, której celem jest przywrócenie ładu, takim jakim widzi go autor, i w konsekwencji działacze organizacji takich jak Ordo Iuris. Istotne wydaje się zwrócenie uwagi, ze zmiany społeczne i polityczne, jakie zachodziły i zachodzą w ostatnich wiekach, zdaniem autora wpisują się w któryś z tych dwóch procesów, innymi słowy, procesy niezbieżne z Kontrrewolucją są procesami, które należy włączyć do procesu rewolucyjnego, a więc procesu, którego celem jest komunizm, nawet jeśli działanie aktorów owego procesu było nieświadome, bezwiedne czy niezamierzone. W tym sensie reformacja zawiera w sobie pierwiastki komunizmu i była zjawiskiem do komunizmu prowadzącym. Ten skrajnie dualistyczny podział świata opatrzony jest w tekście jednoznaczna oceną moralną: Rewolucja jest złem, Kontrrewolucja jest dobrem. W związku z czym ważne jest zrozumienie czym dla de Oliveiry jest dobro a czym jest zło, gdyż pozwoli to zrozumieć konstrukcję moralności oferowaną przez Ordo Iuris i podobne organizacji. Przy czym należy pamiętać, że autor “Rewolucji...” prezentuje nie tylko własną wizje komunizmu (lub teleologię Rewolucji) ale także własną wizję moralności chrześcijańskiej (a ściślej katolickiej), która, pomimo częstych w tekście odwołań do nauki kościoła katolickiego, w wielu punktach z etyką głoszoną przez kościół katolicki nie musi być zbieżna.

W związku z tym można uznać, że czytanie “Rewolucji...” pozwoli określić jaki świat chce zbudować Ordo Iuris i przed jakim światem chce uchronić, oraz co stoi na przeszkodzie w budowie tego świata i jakie zjawiska społeczne mu zagrażają.

Rewolucja według de Oliveiry jest procesem rozkładu moralnego, społecznego, religijnego zapoczątkowanego w schyłkowym okresie średniowiecza. Degeneracja ta w pierwszej fazie objawiła się szesnastowiecznym humanizmem i reformacją i była początkiem splotu zjawisk, które na drodze do powszechnego komunizmu zaowocowały rewolucją francuską, rewolucją bolszewicką oraz trwającą obecnie rewolucją kulturową. Przy czym ponownie należy podkreślić, że te historyczne momenty (począwszy od Lutra a na rock’n’rollu kończąc) są manifestacjami tego samego procesu: Rewolucji; oraz, że wiąże jest mniej lub bardziej czytelny, odkryty lub wymagający zbadania związek przyczynowo skutkowy. Należy też zwrócić uwagę, że analiza przyczyn, które doprowadziły do przejścia ze średniowiecza do renesansu to kilkanaście zdań, sprowadzających się do “postępującego manifestowania zmysłowości i miękkości” (“Rewolucja…” str. 31) wynikającej z pragnienia “ziemskich przyjemności” (tamże, str. 30), co przyczyniło się do tego, że “wszystko zmierzało ku wesołości, powabowi i świętowaniu” (tamże, str. 31) a “serca zaczęły odrywać się od umiłowania poświęcenia, autentycznej czci dla Krzyża oraz dążenia do świętości i życia wiecznego” (tamże, str. 31). Rewolucyjny upadek manifestował się poprzez “zamiłowanie do ostentacyjnych i próżnych dysput (…) i zarozumiałych popisów erudycji” (tamże, str. 31). Doszło nawet do tego, że “wychwalano stare prądy filozoficzne [starożytności – przyp. R.H.], nad którymi niegdyś zatriumfowała scholastyka” (tamże, str. 31).

Zmiany mentalności schyłku średniowiecza zawierały “potężne, choć mniej lub bardziej utajone, pragnienie porządku rzeczy - fundamentalnie odmiennego od tego, który osiągnął apogeum w XII i XIII wieku” (tamże, str. 31). De Oliviera w tym miejscu swojej pracy, przywołuje ideał organizacji społeczeństw, roli kościoła katolickiego i stosunków pomiędzy władzą i religią, który ziścił się w średniowiecznej Europie w XII i XIII wieku. Celem Kontrrewolucja jest powrót do owego ideału. Ta myśl powtórzy się jeszcze kilkukrotnie.

Humanizm i renesans”, aby “”aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji z dawną tradycją średniowieczną (…) dążyły często do spychania Kościoła, nadprzyrodzonych i moralnych wartości religii na drugi plan” a “model człowieka wzorowany na pogańskich moralistach był w Europie propagowany przez te ruchy jako ideał. Ten typ oraz kultura z nim związana były prawdziwymi prekursorami chciwego, zmysłowego, zeświecczonego i pragmatycznego człowieka naszych czasów oraz materialistycznej kultury i cywilizacji, w której coraz bardziej toniemy” (tamże, str. 32). W części Europy, w której katolicki opór wychodzący na przeciw zmianom był słabszy “otwarcie zaatakowano Kościół” a “pycha i zmysłowość, których zaspokojenie pogańskiego życia, zrodziły protestantyzm” (tamże, str. 32).

Na marginesie warto zauważyć, że materializm jako objaw upadku moralności w opoce renesansu wraz jego współczesnymi konsekwencjami (jak to widzi de Oliveira), sprowadza się do próby podtrzymania i nadania pozytywnych i uświęconych prawem bożym, a więc powszechnych i nie podlegających zmianie cech ekonomicznego rozwarstwienia społeczeństwa. De Oliveira, który należał do grupy posiadaczy ziemskich w Brazylii, za pośrednictwem własnej wizji religii, uzasadniał ów system ekonomiczny, stawiając niejako znak równości pomiędzy dwudziestowieczną strukturą ekonomiczną w Brazylii a średniowiecznym rozwarstwieniem. Ten wątek pojawia się w “Rewolucji...” wielokrotnie. Nieprzypadkowo też w nazwie organizacji, którą powołał, występuje człon “własność” a on sam z wykorzystując boski autorytet sprzeciwiał się reformie rolnej.

W tym miejscu w pracy pojawia się kolejny interesujący wątek: hierarchiczność. W pierwszej kolejności de Oliveira podkreśla, że jednym z symptomów upadku jest zakwestionowanie ścisłej hierarchizacji w kościele katolickim, do której doprowadziła “pycha”, która “wywoła ducha zwątpienia i naturalistyczną interpretację Pisma Świętego” czego efektem był “bunt przeciw władzy kościelnej, wyrażony przez zaprzeczenie monarchicznego charakteru Kościoła Powszechnego” a także odrzucenie również tego, “co moglibyśmy nazwać wyższą arystokracją Kościoła, a mianowicie biskupów” a nawet negowanie hierarchicznego charakteru “samego kapłaństwa przez sprowadzenie go do posłannictwa ludu, uważanego za prawdziwego posiadacza władzy kapłańskiej” (tamże, str. 32 -33). A moralny upadek doprowadził do “triumfu zmysłowości w protestantyzmie (...) potwierdzony przez zniesienie celibatu duchownych i wprowadzenie rozwodów” (str. 33). Hierarchiczność w kościele katolickim wydaje się oczywiście wewnętrzną sprawą owego kościoła, jednak dla de Oliveira jest odbiciem hierarchiczności w całym społeczeństwie, hierarchiczności, której zakwestionowanie jest wystąpieniem przeciw prawom boskim, gdyż “Bóg, który wycisnął hierarchiczne piętno na wszystkich widzialnych i niewidzialnych stworzeniach, uczynił to samo w ludzkiej duszy” (tamże, str. 69) a trzeba pamiętać, że “proces rewolucyjny (…) nie jest niczym więcej jak uzurpacją funkcji rządzenia przez tych, którzy powinni być posłuszni(tamże, str. 69; podkr. R.H.). Ta myśl jest widoczna także przy analizie rewolucji francuskiej (“jako spadkobierczyni renesansowego neopogaństwa i protestantyzmu” (tamże, str. 33), która przeniosła protestanckie rozwiązania ze sfery religijnej do sfery państwowej poprzez zanegowanie króla (tak jak zanegowano papieża), “bunt ludu przeciw szlachcie”, który odpowiada “buntowi ‘kościelnego ludu’ przeciw ‘arystokracji’ Kościoła” a władza ludu była odzwierciedleniem władzy jaką wierni mają w “pewnych sektach” (tamże, str. 34).

Protestantyzm (jako jeden z plejady wrogów) zaowocował też krystalizacją ducha republikańskiego, którego naturalną konsekwencją dla de Oliveiry jest komunizm. Tak jak “normalnym owocem deizmu jest ateizm” a “zmysłowość zbuntowana przeciw kruchym przeszkodom wobec rozwodu, dąży sama z siebie do wolnej miłości” (tamże, str. 34, i dalej “Pycha, wróg wszelkiej wyższości, atakuje ostatnią nierówność, tj. nierówność majątku” str. 34,35. Ten typowy zabieg w “Rewolucji..”: ukazuje pewien proces społeczny lub pewne dążenie np. o charakterze ekonomicznym w trzech kontekstach – jako grzech ( w tym przypadku pychy), jako wystąpienie przeciw prawu naturalnemu równoważnemu z prawem boskim oraz jako “naturalny” i “logiczny” proces prowadzący do komunizmu).

Wydaje się, że hierarchiczność władzy świeckiej dla de Oliveiry determinuje monarchię jako jedyną akceptowalną formą rządów i w konsekwencji brak akceptacji dla ustrojów demokratycznych. Owszem, de Oliveira z jednej strony za rewolucyjną (a więc złą) uznaje “wrogość skierowaną z zasady przeciw monarchii i arystokracji, jakoby były formami rządzenia niezgodnymi ze swej istoty z ludzką godnością i normalnym porządkiem rzeczy” (tamże, str. 35; podkr. R.H.) i posiłkując się Piusem VI uznaje monarchię jako ”najlepszą z założenia formę rządów” (tamże, str. 36) oraz ubolewa nad faktem iż monarchia “stała się w XIX i XX w. celem ruchów globalnych, które obaliły najbardziej zasłużone trony i dynastie”, podkreśla, że “masowa produkcja republik na całym świecie jest typowym owocem Rewolucji i jej głównym przejawem” (tamże, str. 36) to dopuszcza demokratyczną (demokratyczną w pojmowaniu de Oliveiry) formę rządów, pod warunkiem, że owa demokracja będzie spełniała określone funkcje, realizowała jasno wyartykułowaną misję i będzie zbudowana na ściśle określonych podstawach (w przeciwieństwie do rewolucyjnych demokracji, “demagogicznych demokracji, które zwalczają tradycję, prześladują elity, obniżają ogólny ‘ton’ życia i tworzą przyzwolenie dla wulgarności”; tamże, str. 36). Będzie to “demokracja zgodna z nauką Kościoła” (tamże, str. 37).

W tym kontekście pojawia się kwestia dyktatury, jako kolejnej uprawnionej bądź nie formy rządów. De Oliveira raczej nie jest zwolennikiem tej formy władzy politycznej. Niemniej jednak jednoznacznie uprawomocnia (“Istotnym celem prawowitej dyktatury (…) musi być Kontrrewolucja”; tamże, str. 39) czasowe wprowadzenie dyktatury w celu przywrócenia właściwego porządku i “ułożenia rzeczy według ich celu i zgodnie z odpowiednią skalą wartości” (tamże, str. 38). Znoszenie prawomocnej dyktatury powinno nastąpić niezwłocznie po “usunięciu przyczyn, dla których istnieje” i powinna sprowadzać się do przywrócenia autonomii grupom społecznym (sektorom). Tu pojawia się interesujący wątek: jednym z tych sektorów jest rodzina (jedyny wymieniony) a przywrócenie jej autonomii oznacza, że “powinna móc robić wszystko, do czego jest zdolna ze swej natury, będąc jedynie pomocniczo wspierana przez nadrzędne grupy społeczne w tym, co jest poza sferą jej działania” (tamże, str. 39). Suwerenność rodziny wydaje się istotną wartością dla de Oliveiry, co przekłada się na ograniczenie możliwości jakie może mieć państwo w ingerowaniu w życie rodzinne, niezależnie od jakości funkcjonowania rodziny czy jej patologicznego charakteru (należy przypomnieć, że świat de Oliveiry nie dopuszcza rozwodów).



Czasową dyktaturę kontrrewolucyjną autor “Rewolucji…” przeciwstawia dyktaturze rewolucyjnej, która “zmierza do utrwalenia siebie”, narusza “autentyczne prawa i wnika we wszystkie sfery społeczeństwa, aby je zniszczyć. Dokonuje ona tego zniszczenia poprzez rozbijanie życia rodzinnego, szkodzenie prawdziwym elitom., wywracanie społecznej hierarchii, rozbudzanie utopijnych idei i nieuporządkowanych ambicji wśród mas, dławienie rzeczywistego życia grup społecznych i podporządkowanie wszystkiego państwu, Krótko mówiąc, sprzyja ona działaniu Rewolucji. Typowym przykładem takiej dyktatury jest hitleryzm” i dalej “Z tego samego powodu dyktatura rewolucyjna jest z założenia antykatolicka” (tamże, str. 39, 40). To rozróżnienie na dyktaturę kontrrewolucyjną i rewolucyjną, ukazuje kolejny zabieg de Oliveiry, który z jednej strony przeciwstawia prawomocne przywracanie porządku (jakiego?) chaosowi rewolucji, która jest niemal tożsama z dyktaturą i łatwa do porównania z hitleryzmem, będąc jednocześnie antykatolicka. Wyliczanie różnych procesów w jednym kontekście pozwala stworzyć wrażenie, że szkodzenie “prawdziwym” elitom bądź “wywracanie społecznej hierarchii”, które same w sobie w zależności do sytuacji społecznej mogą mieć odmienne przyczyny, skutki, cele, efekty i mieć swe źródła w różnych zjawiskach społecznych, jest objawem Rewolucji, która przejawia się takimi rozwiązania politycznymi jak dyktatura nazistowska, ze wszystkimi jej konsekwencjami.



Rewolucja według de Oliveiry jest procesem (niekoniecznie o charakterze chronologicznym), którego początki wiążą się się ze ogólnej zmianami skłonności duchowych (“rewolucja w tendencjach”; tendencje są “duszą i najgłębszą siłą napędową” (tamże, str. 43) Rewolucji), które “nie dostosowują się już dłużej do całego porządku, który jest im przeciwny, zaczynają się od modyfikowania mentalności, sposobów bycia, artystycznych środków wyrazu i zwyczajów” (tamże, str. 43,44) przechodząc w idee (doktryny), które na początku szukają “czasami jakiegoś modus vivendi z dawnymi doktrynami i są wyrażane w taki sposób, aby utrzymać pozór harmonii z nimi, który zazwyczaj przekształca się w otwartą wojnę” (tamże, str. 44; innymi słowy rewolucja jest przebiegła), a następnie “za pomocą krwawych lub bezkrwawych środków są przekształcane instytucje, prawa i obyczaje zarówno w dziedzinie religijnej, jak i w społeczności doczesnej” (tamże, str. 44).

Rewolucyjny proces, od swojego początku miał cel, nawet jeśli aktorzy tego procesu nie zdawali sobie z owego celu sprawy. Innymi słowy schyłek średniowiecza zapoczątkował zmianę, której logiczną i jedyną konsekwencją jest doprowadzenie społeczeństw do komunizmu. Tu ujawnia się jedna z głównych myśli de Oliveiry, obecna w wielu punktach jego pracy: dualistyczny podział świata (a przynajmniej świata Zachodu): na Rewolucją, która ziści się w pełni poprzez komunizm i na ustrój społeczno-polityczno-kościelny będący uwspółcześnionym odzwierciedleniem ustroju państw zachodu średniowiecznej Europy, do której prowadzi Kontrrewolucja. Co oznacza, że każde działanie, które nie jest zbieżne z Kontrrewolucją jest interpretowane jako działanie rewolucyjne i krok w kierunku komunizmu (np. przy analizie tempa rewolucji (jako procesu) i rolę rewolucji jednostkowych można przeczytać: “Wybuch tych ekstremizmów podnosi sztandar i stwarza punkt docelowy, a radykalizm fascynuje umiarkowanych (…). W ten sposób socjalizm wyrzeka się komunizmu, chociaż po cichu go podziwia i do niego zmierza”; tamże, str. 49). De Oliveira w tym względzie nie pozostawia żadnego marginesu: wszelkie zmiany społeczne sprzeczne z wizją Kontrrewolucji są manifestacją zła, są niemoralne (jest tylko jedna uprawniona moralność – wszystkie niekatolickie są rewolucyjne, czyli złe) i powinny być zwalczane. De Oliveira wspominając o protestantyzmie, jako praźródle komunizmu nie pozostawia wątpliwości: “w pierwszych kontestacjach protestantyzmu były już zawarte implicite anarchiczne pragnienia komunizmu. Luter nie był, mówiąc wprost, nikim więcej jak tylko Lutrem, lecz wszystkie tendencje, stany duszy i imponderabilia luterańskiego wybuchu nosiły już w sobie, autentycznie i w pełni, choć tylko implicite, ducha Woltera i Robespierra oraz Marksa i Lenina” (tamże, str. 47; na tym nie koniec: rewolucja ma swoich “prekursorów i quasi zwiastunów. Na przykład Ariusz i Mahomet byli jakby quasi-zwiastunami Lutra”; tamże, str. 59).

Rewolucja, która ukazywana jest w “Rewolucji...” jako manifestujący się duch, objawia się poprzez fakty i działania, których twórcami i realizatorami są ludzie: miedzy innymi konformiści, osoby nieuświadomione, ci, którzy są rewolucjonistami z przekonania ale de Oliveira dostrzega jeszcze dwie osobne kategorie. Pierwsza z nich to pewien rodzaj katolików: “Nie możemy pominąć wśród sił Rewolucji tych katolików, którzy wyznają naukę Kościoła, lecz są pod wpływem rewolucyjnego ducha. O wiele bardziej niebezpieczni niż najbardziej zdeklarowani wrogowie Kościoła, walczą oni przeciw Świętemu Miastu wewnątrz jego murów” (tamże, str. 54). W tym kontekście nalezy zauważyć, że “Rewolucja...” powstawała w końcówce lat pięćdziesiątych a w tym samym czasie swoje początki miała teologia wyzwolenia (także w Brazylii). De Oliveira w tej pracy nie odnosi się do niej bezpośrednio lecz jego późniejsza działalność bardzo radykalnie się jej przeciwstawiała. Sytuuję to także wszelkiego rodzaju katolickich reformatorów, zwolenników kościoła otwartego, dialogu, po stronie Rewolucji czyli zła. Ta myśl zostanie jeszcze powtórzona i ma szczególne znaczenie w związku z działalnością II Soboru i jego konsekwencjami, co stawiało de Oliveirę w trudnym położeniu uwzględniając jego deklaratywne przywiązanie do nakazu podporządkowania się hierarchii kościelnej a zwłaszcza papieżowi.

Druga kategoria to demiurdzy rewolucji, jej agenci. Wydawałoby się, że Rewolucja w myśleniu de Oliveiry, której obraz ukazuje się w książce jest procesem samoistnym i samonapędzającym się, którego początki sięgają zmian mentalności zapoczątkowanych w okresie późnego średniowiecza. Jednak: “Nie wierzymy, że zwyczajny dynamizm namiętności i błędów człowieka mógłby skoordynować tak rozmaite środki do osiągnięcia jednego celu, a mianowicie Rewolucji” i dalej “Wytworzenie procesu tak spójnego i ciągłego, jakim jest Rewolucja (…) wydaje się nam niemożliwe bez działania kolejnych pokoleń niezwykle inteligentnych i wpływowych konspiratorów”. (tamże, str. 55). De Oliveira demaskuje owych agentów (“Dzisiaj nadal siłami napędowymi Rewolucji manipulują najbardziej inteligentni agenci”; tamże, str. 55): “można zakwalifikować jako agentów Rewolucji wszystkie sekty – jakiejkolwiek natury – przez nią zrodzone, od jej zarania do naszych dni, w celu propagowania jej myśli i zawiązywania intryg. Jednak główną sektą, wokół której wszystkie są zorganizowane jako pomocnicze – czasami świadomie innym razem nie – jest masoneria” (tamże, str. 56). Ci “agenci chaosu i siewcy zamętu” (tamże, str. 56) nie tylko wykorzystują swoją “zdolność do organizowania się i konspirowania” (tamże, str. 56) lecz także posiłkują się wiedzą na temat samej Rewolucji i “sposobu wykorzystywania naturalnych praw – mianowicie praw rządzących polityką, socjologią, psychologią, sztuką, ekonomią itd.” (tamże, str. 56; i dalej co “stanowi również ważną wskazówkę dla żołnierzy Kontrrewolucji”). Rewolucja jest więc wynikiem nieokiełznanych przez katolicki rozum namiętności, które objawiły się nie tylko jednostkowo ale społecznie i nie zostały stłumione i wyeliminowane przez strukturę władzy, która także uległa owym namiętnością oraz tajnego spisku tajnych grup (pod przewodnictwem masonerii), które przez kilku wieków, z ukrycia steruje owym procesem.

Rewolucja dla de Oliveiry nie jest wyłącznie kryzysem chrześcijaństwa. Jej pozorna chaotyczność ukrywa jej istotę, cel i ambicję a sam kryzys jest jedynie jej objawem i siłą napędową. “Przez słowo ‘Rewolucja’ rozumiemy ruch, który zmierza do zniszczenia prawowitej [podkr. - R.H.] władzy lub porządku i zastąpienia ich nieprawowitą władzą lub stanem rzeczy” (tamże, str. 57). Autor “Rewolucji...” nie pisze w tym miejscu o jednostkowych rewolucjach (np. bolszewickiej) ale o całym kilkuwiekowym procesie, w których rewolucje jednostkowe (oraz wojny światowe – za które siły Rewolucji według de Oliveiry nie tylko ponoszą odpowiedzialność ale są jej przejawami). W tym znaczeniu (definicji) Rewolucja może manifestować się zarówno krwawo (wojny, rewolucje jednostkowe) ale także bezkrwawo, czego przykładem może być “rozrastające się dzisiaj prawodawstwo socjalistyczne we wszystkich lub prawie wszystkich krajach” (tamże, str. 58). Celem Rewolucji nie jest jednak zastąpienie jednej władzy inną. Rewolucja “chce zniszczyć cały prawowity porządek rzeczy i zastąpić go nieprawowitą sytuacją. Słowo ‘porządek rzeczy’ nie wyraża również wszystkiego. To wizja wszechświata i sposobu bycia człowieka jest tym, co Rewolucja usiłuje obalić z zamiarem zastąpienia ich czymś skrajnie przeciwnym”. A tym “niszczonym porządkiem jest średniowieczne chrześcijaństwo” a “średniowieczne chrześcijaństwo nie było jakimś porządkiem lub zwyczajnie jednym z wielu możliwych porządków. Była to realizacja (…) jedynego autentycznego porządku wśród ludzi, a mianowicie cywilizacji chrześcijańskiej(tamże, str. 58; podkr. R.H.). Posiłkuje się encyklikę Leona XIII (Immortale Dei) opisuje ów świat (cytat w “Rewolucji...” jest krótszy, aby pokazać szerszy kontekst wypowiedzi wykorzystałem dłuższy fragment na podstawie (tłumaczenia nieznacznie się różnią): https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/leon_xiii/encykliki/immortale_dei_01111885.html):

Były niegdyś czasy, kiedy filozofia ewangeliczna rządziła państwami; wtenczas to dzielność owa i moc Boska chrześcijańskiej mądrości wniknęła w prawa, ustawy, obyczaje ludów, we wszystkie wreszcie stany i stosunki rzeczpospolitej; kiedy religia, przez Jezusa Chrystusa ustanowiona, niewzruszenie stojąc na tym stopniu godności, który jej się, należy, przychylnością panujących i ochroną prawna rządów wszędzie rozkwitała; gdy rząd duchowny ze świeckim łączyła zgoda i przyjazna wymiana usług. W ten sposób urządzone państwo przynosiło owoce nad wszelkie oczekiwanie, których pamięć trwa i trwać będzie, niezliczonymi dowodami dziejów stwierdzona tak, że żadnymi wybiegami nieprzyjaciół zatrzeć ani zaciemnić się nie da [w tym miejscu kończy się cytat w “Rewolucji...” - przyp. R.H.]. - Że Europa chrześcijańska barbarzyńskie narody pokonała i z dzikich w łagodne przemieniła, a z zabobonów do prawdy przywiodła; że najazdy Mahometan zwycięsko odparła, że zachowała pierwszeństwo w cywilizacji i że zwykła innym być przewodniczką i nauczycielką w każdej gałęzi oświaty, że prawdziwą a tylostronną wolnością udarowała narody; że wiele rzeczy ustanowiła mądrze dla ukojenia nędzy, - za to bez wątpienia wielka winna wdzięczność religii, w której znalazła zachętę do przedsięwzięcia i pomoc do wykonania tak wielkich rzeczy. - Trwałyby zaiste po dziś dzień te same korzyści, gdyby była utrzymała się zgoda pomiędzy dwiema władzami, i większych jeszcze było można się słusznie spodziewać, gdyby powaga, nauka, rady Kościoła były znała zły większy posłuch i stalszą wiarę. To bowiem może służyć za niewzruszone prawidło, co Iwon Karnuteński napisał do Paschalisa II papieża: ‘Gdy władza świecka i duchowna w dobrej ze sobą są zgodzie, wtedy dobrze świat jest rządzony, kwitnie i przynosi owoce Kościół. Kiedy zaś nie zgadzają się, nie tylko drobne rzeczy nie rosną, ale także wielkie nędznie rozpadają się’”.

Nie jest to jedyne w tym tekście podkreślenie “jedności pomiędzy Kościołem a państwem” (“Rewolucja...”, str. 51), kościołem, który jest podstawą jedynego właściwego “uporządkowania ludzi i rzeczy” oraz “nauczycielem objawienia i prawa naturalnego (tamże, str. 59; ponownie należy podkreślić iż dla de Oliveiry prawo naturalne jest tożsame z jego wersją katolicyzmu).



Innymi słowy świat proponowany przez de Oliveirę to teokracja katolicka a ci, którzy są jej przeciwni to jednostki “zniewolone przez fałszywe ideologie naszych czasów” (Jan XXIII na podstawie “Rewolucja...” str. 60). Teokracja katolicka jest porządkiem wyższego rzędu, która urzeczywistnia się poprzez “królowanie Pana Naszego Jezusa Chrystusa”, będącego “modelem i źródłem prawowitości dla wszystkich królestw i władz ziemskich” a “walka dla prawowitej władzy jest obowiązkiem” (tamże, str. 60,61) gdyż należy w niej dostrzec nie tylko “dobro, samo w sobie doskonałe” lecz także “środek do osiągnięcia jeszcze wyższego dobra, a mianowicie prawowitości całego porządku społecznego, wszystkich ludzkich instytucji i środowisk, która jest osiągana przez uporządkowanie rzeczy zgodnie z nauką Kościoła” (tamże, str. 61). Innymi słowy “ideałem Kontrrewolucji jest przywrócenie i promowanie katolickiej kultury i cywilizacji” (tamże, str. 61). Jest to program wszechobejmujący wynikający z założenia, że to “jedyna prawdziwa wizja świata” (tamże, str. 61) a zatem “Fundamentalnym elementem katolickiej kultury jest wizja wszechświata opracowana zgodnie z nauką Kościoła. Ta kultura zawiera nie tylko wykształcenie tj. posiadanie określonych informacji potrzebnych do takiego opracowania, ale również analizę i uzgodnienie tych informacji z nauką katolicką. Kultura ta nie jest ograniczona do dziedziny teologii, filozofii czy nauki, lecz obejmuje całość ludzkiego poznania, odbija się w sztuce i implikuje afirmację wartości, które przenikają wszystkie aspekty życia” (tamże, str. 61, 62). Podsumowując ten wątek: “Cywilizacja katolicka jest ustrukturalizowaniem wszelkich relacji międzyludzkich, wszystkich ludzkich instytucji i samego państwa zgodnie z nauką Kościoła” (tamże, str. 61).

Połączenie struktur państwa ze strukturami kościelnymi czynią państwo teokratyczne instytucją sakralną, której cel podporządkowany jest zbawieniu dusz poprzez cnotliwe życie (“celem społeczeństwa i państwa jest cnotliwe życie we wspólnocie”; tamże, str. 62), poprzez praktykowanie jedynych możliwych cnót: chrześcijańskich. W ten oto sposób państwo, społeczeństwo i władza podporządkowują się ustanowionym przez kościół celem, gdyż “posiadają środki pomocnicze” (tamże, str. 62) niezbędne do osiągnięcia owego celu.

Teokratyczny porządek rzeczy jest w takim rozumieniu jedynym uprawnionym a więc ma charakter uniwersalny (a co za tym idzie wszystkie inne nie dość, że nie są prawomocne to są porządkami (lub posiłkując się de Oliveirą “nieporządkami”)) i w związku z tym odmawia innym porządkom prawa do mienienia się cywilizacjami czy kulturami (miedzy innymi dlatego, że nie wyznają prawdziwej religii, (tamże, str. 63)). Cywilizacja i kultura możliwe są wyłącznie w ramach struktur kościoła katolickiego i tylko, gdy kościołowi katolickiemu są podporządkowane.

De Oliveira w duchu Rewolucji dostrzega pragnienie (cel) absolutnej równości i zupełnej wolności będących odzwierciedleniem pychy i zmysłowości. Dla autora “Rewolucja...” pycha jest istotną siła napędową Rewolucji, gdyż umożliwia atak na zastany porządek rzeczy. Pycha, tak rozumiana, jest przeciwieństwem pokory i umożliwia zakwestionowania istniejącego porządku (wydaje się to istotne uwzględniając pozycję społeczną de Oliveiry) i w oczach de Oliveiry jest tożsame nienawiści do bóstwa. Logika wywodu autor “Rewolucji…” ukazana jest w kilku zdaniach i jest jednym z ilustracji sposobu obrazowania i dowodzenia: “Osoba pyszna podporządkowana władzy kogoś innego, nienawidzi najpierw tego konkretnego jarzma, jakie je obciążą. W drugim etapie człowiek pyszny nienawidzi wszelkiej władzy i wszelkiego jarzma, a nawet więcej, samej władzy ujętej abstrakcyjnie. Ponieważ nienawidzi on wszelkiej władzy, nienawidzi również jakiejkolwiek wyższości [władza jest tożsama z wyższością – przyp. R.H.]. A w tym wszystkim tkwi prawdziwa nienawiść do Boga” (tamże, str. 64). Konsekwencje pychy de Oliveira widzi nie tylko w zakwestionowaniu władzy jednych nad drugimi, ale rozszerzą konsekwencje pychy na inne aspekty jego wizji egalitaryzmu. Kilka z tych błędów jest wartych przytoczenia, gdyż doskonale obrazują świat, któremu de Oliveira się przeciwstawia i świat, który chciałby stworzyć:

1. “Ateista jest egalitarystą, który w celu uniknięcia absurdalnego stwierdzenia, że człowiek jest Bogiem, popada w innym absurd głosząc, że Bóg nie istnieje. Laicyzm jest formą ateizmu, a wiec egalitaryzmu. Twierdzi on, że niemożliwe jest być pewnym istnienia Boga i w konsekwencji człowiek powinien zachowywać się tak, jakby Bóg nie istniał”.

2. Konsekwencją egalitaryzmu jest “zniesienie kapłaństwa obdarzonego władzą wyświęcania, nauczania i rządzenia albo przynajmniej kapłaństwa w stopniu hierarchicznym”.

3. Kolejnym grzech egalitaryzmu jest zakładanie równości pomiędzy religiami. Grzech ten objawia się poprzez uznanie dyskryminacji religijnej za odrażającą, “ponieważ narusza fundamentalną równość ludzi”.

4. Pycha prowadzi także do nieuprawnionej równości w sferze politycznej, której celem jest “eliminacja lub przynajmniej zmniejszenie nierówności pomiędzy rządzącymi a rządzonymi” i uznanie, że “władza pochodzi nie do Boga, ale od mas, które rządzą, a rząd musi się im podporządkowywać” [ten fragment jest istotny, gdyż należy pamiętać, że artykuł 4 Konstytucji RP w punkcie 1 stanowi: “Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu” - przyp. - R.H.).

5. A także do “równości w strukturze społeczeństwa” a w szczególności na “zniesieniu warstw (…), które utrwalają się na drodze dziedziczenia” i “usunięcie wszystkich arystokratycznych [de Oliveira był arystokratą – przyp. R.H.] wpływów na kierowanie społeczeństwem” w związku z czym “ta naturalna hierarchia ukonstytuowana przez wyższość pracy umysłowej nad fizyczną zniknie”. Hierarchia nie dość, że jest naturalna (a więc ma źródła w bóstwie) ale także jest potwierdzona przez hierarchizację pracy.

6. I “zniesienia struktur pośrednich pomiędzy jednostką a państwem, jak również przywilejów właściwych (podkr. - R.H.) każdej strukturze społecznej” (jest to także odniesie do arystokracji) ale także w stosunku do rodziny: “Wśród pośrednich grup, które mają być zniesione, rodzina zajmuje pierwsze miejsce. Zanim uda się ją usunąć, Rewolucja próbuje obniżyć jej pozycję, okaleczyć ją i upodlić na wszelkie sposoby”.

7. Zestaw równości będących konsekwencjami pychy i manifestacjami egalitaryzmu dotyczą również równości ekonomicznej tożsamej ze zniesieniem własności prywatnej oraz “redukowana, jak tylko to możliwe” “rozmaitość ubiorów, mieszkań, mebli zwyczajów itd.”.

8. Wśród poczesnego miejsca grzechów tej wizji egalitaryzmu jest równość dusz, w tym nawet “różnice psychiki i postaw pomiędzy płciami zmierzają do zmniejszenia się na ile tylko to możliwe”.

9. De Oliveira nie zapomniał również o “równości we wszystkich relacjach społecznych: pomiędzy dorosłymi a młodzieżą, pracodawcami a pracownikami, nauczycielami a uczniami, mężem a żoną, rodzicami a dziećmi itd.”

10. A nawet o równości w porządku międzynarodowym (nierówność dotyczy państw i narodów) (tamże, str. 65-68)

Podsumowując i podpierając się Tomaszem z Akwinu de Oliveira twierdzi, że „zróżnicowanie stworzeń i ich hierarchiczna gradacja są dobre same w sobie, gdyż w ten sposób doskonałości Stwórcy lśnią jaśniej w stworzeniu. (…). Z tego powodu wszechświat złożony z równych stworzeń byłby światem, w którym podobieństwo pomiędzy stworzeniami a Stwórcą zostałaby wyeliminowana w największym możliwym stopniu. Nienawidzenie z zasady wszelkiej nierówności jest więc metafizycznie umiejscowieniem siebie w opozycji do najlepszych elementów podobieństwa pomiędzy Stwórcą a stworzeniem. Jest to nienawiść do Boga”. (tamże, str. 68; kolejny raz pojawia się uprawomocnienie swojej pozycji społecznej i zastanej struktury społecznej poprzez odwoływanie się do jej boskich źródeł).

De Oliveira dostrzega, że ludzie są równi pod pewnymi względami (“są równi ze swej natury, a różnią się tylko przypadłościami”; tamże, str. 68; to stwierdzenie stoi w jawnej sprzeczność m. in. z zakwestionowanym poprzednim stwierdzeniem o równości dusz). Ta równość obejmuje: “prawo do życia, honoru, pracy, a więc własności, założenia rodziny i przede wszystkim poznania i praktykowania prawdziwewej religii (tamże, str. 68; podkr. - R.H.) ale “nierówności, które wynikają z przypadłości takich jak cnota, talent, uroda, siła, rodzina, tradycja itd. są sprawiedliwe i zgodne z porządkiem wszechświata” (tamże, str. 69).

Oprócz pychy (której owocem jest egalitaryzm) drugą siłą napędową jest zmysłowość (namiętność zmysłowości; przed namiętność de Oliveira rozumie nieuporządkowane (?) namiętności, czyli wszystkie impulsy w kierunku grzechu istniejące w człowieku jako następstwo potrójnej pożądliwości, a mianowicie pożądliwości ciała, oczu i pychy życia”; tamże str. 64). Zmysłowość prowadzi do liberalizmu (de Oliveira odnosi liberalizm do kultury a nie ekonomii; w tym rozumieniu jest synonimem wolności; czyli zmysłowość prowadzi do wolności) poprzez zakwestionowanie hierarchii, a przecież “Bóg, który wycisnął hierarchiczne piętno na wszystkich widzialnych i niewidzialnych stworzeniach, uczynił to samo w duszy” a zatem “rozum powinien prowadzić wolę, a ta powinna kierować uczuciami” co jest możliwe “zakładając, że nie stawia oporu łasce Bożej” a sam konflikt pomiędzy “zmysłowymi władzami a wolą kierowaną przez rozum” jest następstwem grzechu pierworodnego (tamże str. 69). Zakwestionowanie hierarchiczności w duszy prowadzi do zakwestionowanie hierarchiczności w społeczeństwie, co skutkuje tym, że “proces rewolucyjny nie jest niczym więcej jak uzurpacją funkcji rządzenia przez tych, którzy powinni być posłuszni(tamże; str. 69; podkr. - R.H.) i analogicznie w jednostce “prowadzi do żałosnej tyranii niepohamowanych namiętności nad słabą i złamaną wolą oraz bezkrytycznym rozumem, a w szczególności do panowania rozszalałej zmysłowości nad poczuciem skromności i wstydu” (tamże; str. 70). W takim rozumieniu “prawo do myślenia, odczuwania i czynienia wszystkiego, czego wymagają niepohamowane namiętności – stanowi istotę liberalizmu” ( tamże str. 70), przy czym to prawo manifestuje się wolnością dla zła w przeciwieństwie do “cywilizacji katolickiej, która udziela pełnego poparcia i całkowitej wolności temu, co dobre” ( tamże str. 70).

Rewolucja ceni równość bardziej niż wolność, więc ograniczając wolność a rozbudowując egalitaryzm doprowadziła do “fazy socjalistycznej”. Niemniej jednak cel ostateczny Rewolucji pozostał niezmienny, a jest nim świat, “gdzie całkowita równość będzie współistniała z pełną wolnością” (tamże str. 71), co oznacza, że “ruch socjalistyczny jest zwykłym udoskonaleniem ruchu liberalnego” ( tamże str. 71), a liberał akceptuje socjalizm gdyż pomimo tego, że w socjalizmie “tysiące dobrych lub przynajmniej niewinnych rzeczy jest w tyrański sposób zakazane, gdy jednocześnie jest faworyzowane metodyczne zaspokajanie (…) najgorszych i najgwałtowniejszych namiętności, takich jak zazdrość, lenistwo i lubieżność” ( tamże str. 71), po to by poprzez “poszerzenie zakresu władzy w ustroju socjalistycznym” doprowadzić do “osiągniecia upragnionego celu, tj. ostatecznej anarchii” ( tamże str. 71), czyli do “utopijnej koncepcji (…), według której rozwinięta ludzkość, żyjąca w społeczeństwie bez klas lub rządu, mogłaby się cieszyć doskonałym porządkiem i wolnością, z której nie wyłoniłaby się nierówność” (tamże, str. 72). Do takich (i podobnych) wniosków może dojść moralista “jedynie przez słabość rozumu dotkniętego grzechem pierworodnym” (tamże, str. 74) a przecież “w każdym upadłym człowieku istnieje słabość rozumu i poprzedzająca wszelkie rozumowanie, która podjudza go do zbuntowania się przeciw Prawu”, którego kultywowanie razem z innymi cnotami oraz podporządkowaniem się wszystkim przykazaniom jest możliwe wyłącznie z pomocą łaski.

(Na marginesie. Jednym z przejawów procesu rewolucyjnego w duszach “wytworzył w najmłodszych pokoleniach, a szczególnie wśród nastolatków dnia dzisiejszego, którzy hipnotyzują się rock-and-rollem, formę umysłu charakteryzującą się spontanicznością pierwotnych reakcji, bez kontroli rozumu i skutecznego udziału woli oraz dominacji wyobrażeń i odczuć nad metodyczną analizą rzeczywistości. To wszystko jest w dużej mierze owocem pedagogiki, która prawie całkowicie eliminuje rolę logiki i odpowiednią formację woli”; tamże, str. 71,72).

Wszelkie namiętności będące paliwem Rewolucji znajdują swoje potwierdzenie i kolejne impulsy do dalszego rozwoju. Rewolucja jest samonapędzającym się procesem, który podtrzymuje się poprzez wytwarzanie manifestacji kulturowych, artystycznych i społecznych. Chociażby sztuka, która korzystając z tego, że “Bóg ustanowił tajemnicze i godne podziwu relacje pomiędzy: z jednej strony pewnymi kształtami, kolorami, dźwiękami i woniami a pewnymi stanami duszy z drugiej” może “głęboko wpływać na mentalność i nakłaniać jednostki, rodziny i narody do ukształtowania głęboko rewolucyjnego stanu ducha” co widać chociażby poprzez współczesne powiązania ”pomiędzy dzisiejszym wrzeniem rewolucyjnym a obecnymi ekstrawagancjami i w modzie i tzw. sztuce awangardowej” (tamże, str. 81). Według de Oliveiry należy więc uznać, że “powszechna demokratyzacja obyczajów i stylów życia, posunięta do szczytu systematycznej i narastającej wulgarności, oraz proletaryzująca działalność pewnej sztuki nowoczesnej przyczyniają się do triumfu egalitaryzmu w takim lub większym stopniu niż wprowadzenie pewnych praw lub ustanowienie pewnych typowo politycznych instytucji”, czego konsekwencją jest uznanie, “że jeśli jakiejś osobie udałoby się (…) zlikwidować niemoralne lub agnostyczne kino czy telewizję, to uczyniłaby ona znacznie więcej dla Kontrrewolucji, niż gdyby w ramach normalnych procedur ustroju parlamentarnego spowodowała upadek lewicowego rządku” (tamże, str. 81, 82; podkr. - R.H.).

Pojęcie grzechu jest kategorią religijną (teologiczną), lecz uwzględniając konieczność, według de Oliveiry, połączenia struktur państwowych z kościelnymi (państwo teokracji katolickiej) przekształca się nie tylko w powszechną kategorię etyczną (i w konsekwencji taką, która powinna powszechnie obowiązywać) lecz także wykluczającą inne etyki, sytuując je po stronie Rewolucji (wszystko co nie jest Kontrrewolucją jest Rewolucją) i odmawiając im prawa ocen moralnych, zarzucając im dążenie do “niedocenienia lub negacji pojęć dobra i zła, grzechu pierworodnego i Odkupienia“ (tamże, str. 83). Rewolucja jest nie tylko ”owocem grzechu” lecz także dąży “przemilczenia swoich grzesznych korzeni” oraz “do zanegowania samego pojęcia grzechu”. (tamże, str. 83). Działania te realizowane as miedzy innymi poprzez “systemy filozoficzne lub prawne, które negują prawomocność i istnienie jakiegokolwiek prawa moralnego lub nadają temu prawu chwiejne i śmieszne fundamenty laicyzmu” (tamże, str. 83, 84) oraz propagandę “ignoruje moralność nie negując wprost jej istnienia” (tamże, str. 84), co prowadzi do tego, że “wszelka cześć należna cnocie, jest składana bożkom takim jak złoto, praca, skuteczność, sukces, bezpieczeństwo, zdrowie, uroda, siła mięśnie, rozkosz zmysłowa” (tamże, str. 84; jednocześnie de Oliveira twierdzi, że uroda czy siła są uprawnionym źródłem hierarchii - tamże, str. 69). Tak działająca Rewolucja poprzez negację grzechu neguje “Odkupienie dokonane przez Pana Naszego Jezusa Chrystusa, gdyż jeśli nie istnieje grzech, to Odkupienie staje się niezrozumiałe i traci jakikolwiek logiczny związek z historią i życiem” (tamże, str. 84), co można zrozumieć, jako wyraźną sugestię, że życie ma sens tylko współistniejąc z pojęciem grzechu, a więc tylko w realizacji wizji de Oliveiry.

Błędem Rewolucji jest posługiwanie się rozumem, który nie jest podporządkowany wierze (dla de Oliveiry rozum nie sterowany wiarą nie jest rozumem), co zaowocowały tym, że “myślano, że niewiedza była jedyną przyczyną błędów i zbrodni, że sposobem na zamknięcie więzień było otwieranie szkół” (tamże, str. 84) a walką z uciskiem ze strony państwa może być “wolność polityczna i powszechne głosowanie” (tamże, str. 85). Człowiek, ufając swojemu rozumowi i czując się “samowystarczalny dzięki nauce i technice, może rozwiązać wszystkie swoje problemy, wyeliminować ból, nędzę, niewiedzę, niebezpieczeństwo, krótko mówiąc wszystko, co nazywamy skutkiem grzechu pierworodnego i osobistego” (tamże, str. 85). Grzechem Rewolucji jest, że “w człowieku Rewolucja pokłada ufność” (tamże, str. 85).

Ostatecznym celem Rewolucji “jest świat, w którym kraje połączone w jedną republikę powszechną nie są niczym innym oprócz nazw geograficznych, świat bez żadnych społecznych i ekonomicznych nierówności, sterowany przez naukę i technikę, propagandę i psychologią, aby osiągnąć bez udziału nadprzyrodzoności ostateczne szczęście człowiek” (tamże, str. 85, 86). Ta technokracja nie zna wojny “ponieważ nauka pokazuje, że wojna jest złem”, co czyni Rewolucję ruchem pacyfistycznym (a jednocześnie odpowiedzialnym za wojny światowe i wszelkie krwawe rewolucje – przyp. R.H.), więc przeciwstawnym mundurowi, w którym zaklęte są “pewne [ogólne] prawdy” o kontrrewolucyjnym charakterze i który przypomina, że “istnieją wartości, które są wyższe niż samo życie i dla których powinno się umrzeć, co jest sprzeczne z mentalnością socjalistyczną, całkowicie charakteryzująca się strachem przed ryzykiem i bólem oraz uwielbieniem bezpieczeństwa i najwyższego przywiązania do życia ziemskiego”, i że “istnieje moralność, ponieważ wojskowość całkowicie opiera się na pojęciu honoru, siły w służbie dobru i zwróconej przeciw złu itd.“ (tamże, str. 88; pokój nie jest wiecznym więc warstwie wojskowych należy okazywać “sympatię, wdzięczność i podziw, które słusznie się należą tym, których zadaniem jest walczyć i umierać dla dobra wszystkich”; tamże, str. 136). W przeciwieństwie do Rewolucji, która jest “gadatliwa, deklamatorska i usidlająca” i która unika “rozwiązywania spraw w bezpośredni, drastyczny i otwarty sposób – more militari(tamże, str. 88), do czasu aż całkowicie “przejmie środki sterowania” , ponieważ nie ma nic bardziej despotycznego i okrutnego niż Rewolucja, gdy jest ona wszechmocna” (tamże, str. 88).

Zniesienie owoców Rewolucji wymaga Kontrrewolucji, czyli działań będących odpowiedzią na proces rewolucyjny, gdyż jeśli “Rewolucja nas zabija, to nic nie jest bardziej konieczne od reakcji dążącej do jej zniszczenia” (tamże, str. 93). Ale “musi to być Kontrrewolucja XX wieku, zwalaczająca Rewolucję taką, jaka dziś konkretnie istnieje. Zatem musi ona zwalczać rewolucyjne namiętności, jakie dziś się rozpalają, rewolucyjne idee, jakie dziś są formułowane, rewolucyjne środowiska, jakie się dziś ujawniają, rewolucyjną sztukę i kulturę, jakie są dzisiaj oraz jednostki i obiegowe opinie, które na jakimkolwiek poziomie są obecnie najaktywniejszymi sprawcami Rewolucji” (tamże, str. 84). De Oliveira zapowiada wojnę totalną, wojnę w której istnieją dwa światy, z których jeden musi przegrać a drugi musi wygrać (Kontrrewolucja musi wygrać bo stoi za nim bóstwo i instytucja kościoła), wojnę w której nie ma miejsca na dialog, kompromis. Nie namawia do “ignorowania Rewolucji” ani do “paktowania z nią, nawet w najmniejszym stopniu” (tamże, str. 94). Rewolucję należy poznawać (poznawać wroga, aby być bardziej skutecznym w jego niszczeniu) i zwalczać w “sposób inteligentny, wnikliwy i systematyczny, przy użyciu wszelkich dopuszczalnych środków i wsparciu wszystkich katolików” (tamże, str. 94).

Zwalczanie Rewolucji, czyli Kontrrewolucja będzie budową nowego porządku, nowego świata, który ze względu na zmienność rzeczy (“niezmienność nie istnieje wśród rzeczy doczesnych” tamże, str. 95) nie będzie powrotem do we wszystkich aspektach do średniowiecznego ideału ale uwspółcześnionym, nowym średniowieczem. Działanie kontrrewolucyjne będzie przywracaniem porządku (skoro Rewolucja jest nieporządkiem), “a przez porządek rozumiemy pokój Chrystusa pod panowaniem Chrystusa, a więc cywilizację chrześcijańską, surową i hierarchiczną, sakralną od podstaw, antyegalitarną i antyliberalną” (tamże, str. 95; pamiętać należy, że kontrrewolucjonista jest “gorliwym obrońcą praw własności”, gdyż “prawo do własności prywatnej (…) wynika (…) z zasady wymaganej przez Boga i ze swej istoty jest zgodne z Prawem Naturalnym”; tamże, str. 131, 132) i cechującą się “głębokim poszanowaniem praw Kościoła i papiestwa oraz sakralizację w maksymalnym możliwym stopniu wartości życia doczesnego, wszystko to w opozycji do laicyzmu, interkonfesjonalizmu, ateizmu i panteizmu, jak również ich następstw”, “duchem hierarchii cechującej wszystkie aspekty społeczeństwa i państwa, kultury i życia, w przeciwieństwie do egalitarnej metafizyki Rewolucji”, “gorliwością w wykrywaniu i zwalczaniu zła w jego zarodkowych lub utajonych formach, w gromieniu go poprzez potępienie i nadawanie mu piętna hańby oraz karaniu go z niezłomną stanowczością we wszelkich jego przejawach, a w szczególnie tych, które sprzeciwiają się ortodoksji i czystości obyczajów, w przeciwieństwie do liberalnej metafizyki Rewolucji oraz jej dążeniu do swobodnego panowania zła i jego ochrony” (tamże, str. 96, 97). Pamiętać należy, że “Prawda i dobro są w całości wykładane (…) przez Kościół” (tamże, str. 121).

Ta walka kontrrewolucyjna jest także “działalnością tradycjonalistyczną” (tamże, str. 99), która polega na wyłuskiwaniu “wspaniałych chrześcijańskich tradycji” (tamże, str. 99) współistniejących z “wieloma rewolucyjnymi instytucjami i obyczajami”, pielęgnowaniu ich i przewracaniu im należnego im miejsca i znaczenia. W działalności kontrrewolucyjnej “postęp materialny narodu [w aspekcie materialnym “prawdziwy postęp polega na właściwym wykorzystaniu sił natury zgodnie z Prawem Bożym, na służbę człowiekowi”; tamże, str. 100, 101) nie jest głównym elementem postępu, gdyż w “rozumieniu chrześcijańskim” “polega on przede wszystkim na pełnym rozwoju władz duszy i wznoszeniu się ludzkości w kierunku doskonałości moralnej” (tamże, str. 101) i “w konsekwencji właściwe dla Kontrrewolucji jest promowanie wśród jednostek i mas o wiele większego szacunku dla tego, co dotyczy prawdziwej religii, filozofii, sztuki i literatury, niż dla tego, co dotyczy dobra ciała i wykorzystania materii” (tamże, str. 101), chociażby dlatego, że Kontrrewolucja zakłada, że “świat zawsze będzie padołem łez i przejściem ku niebu” (tamże, str. 101; ponownie de Oliveira dąży do zamrożenia struktury społecznej, w której należy do grupy uprzywilejowanej, poprzez uznanie “padołu łez” jako naturalnego porządku rzeczy, elementu drogi do zbawienia, którego kwestionowanie jest tożsame z wystąpieniem przeciwko bóstwu) w przeciwieństwie do Rewolucji, która “uważa, że postęp powinien uczynić z ziemi raj, w którym człowiek może żyć szczęśliwie nie myśląc o przyszłości” (tamże, str. 101).

Prawdziwy kontrrewolucjonista buduje swoją tożsamość wokół konfliktu dwóch porządków. Z jednej strony “miłuje Kontrrewolucję i chrześcijański porządek oraz nienawidzi Rewolucji i ‘anty-porządku’”, a miłość i nienawiść tworzą oś, “wokół której skupiają się wszystkie jego ideały, preferencje i działania” (tamże, str. 102). De Oliveira tworzy zarys metod i taktyki kontrrewolucji. Skupiając się na ideologicznych aspektach myśli zawartej w “Rewolucji...” przedstawię tylko najważniejsze ich aspekty. Uwzględniając, że “wobec Rewolucji i Kontrrewolucji nie ma osób neutralnych” (tamże, str. 106), w pierwszej kolejności konieczna jest tworzenie kontrrewolucyjnych grup (wzajemne odnajdywanie się prawdziwych kontrrewolucjonistów; działalność indywidualna jest ważna ale nie jest tak skuteczna, jak działanie grup). Walkę należy podjąć na wszystkich frontach: religijnych, społecznych, gospodarczych, kulturowych i artystycznych. Należy ukazywać i analizować (oraz zwalczać) Rewolucję w całości, we wszystkich jej objawach (skoro jest to wszechobejmujący, chaotyczny ale spójny proces). Poza wyjątkowymi przypadkami należy działać wyłącznie we własnym kontrrewolucyjnym gronie, gronie osób, które “są radykalnie i całkowicie wolne do wirusa Rewolucji” (tamże, str. 107). Istotne jest pozyskiwanie tłumów ale nie to jest najważniejsze: “W istocie, dokładne studium historii ukazuje nam, że to nie masy przygotowywały Rewolucję. Podążały one w kierunku rewolucyjnym, ponieważ miały za sobą elity. Jeżeli miałby elity o przeciwnej orientacji, to prawdopodobnie podążyłyby w kierunku przeciwnym. Obiektywny wgląd w historię wskazuje, że czynnik mas jest wtórny, zasadnicza jest formacja elit” (tamże, str. 108). Aby być skuteczna Kontrrewolucja musi korzystać ze wszystkich dostępnych środków: telewizji, radia, prasy, reklamy (jeżeli na reklamie widnieje symbol lwa z krzyżem na czerwonym tle jest to reklama środowiska związanego z Ordo Iuris – przyp. R.H.), książki czy katedry uniwersyteckiej (przyznanie punktacji naukowej na poziomie uniwersyteckim wydawnictwu Ordo Iuris dobrze wpisuje się w ową taktykę – przyp. R.H.). Ważne jest też, aby Kontrrewolucja działała bezkompromisowo, a prezentowanie “Kontrrewolucji w bardziej ‘sympatycznym’ i ‘pozytywnym’ świetle, przez powstrzymywanie jej od atakowania Rewolucji, jest skutecznym sposobem, aby zubożyć jej treść i dynamizm” i jest “godną pożałowania taktyką” (tamże, str. 115, 116). Ale “nie oznacza to, że język kontrrewolucyjny nie powinien być odpowiednio tonowany i akcentowany stosowanie do okoliczności” (tamże, str. 116).

De Oliveira podkreśla, że “istota ducha rewolucyjnego polega (…) na nienawiści, z zasady i na płaszczyźnie metafizycznej, wszelkiej nierówności i wszelkiego prawa, a w szczególności Prawa Moralnego” a “zatem jednym z bardzo ważnych punktów pracy kontrrewolucyjnej jest nauczanie umiłowania nierówności (podkr. R.H.), widzianej na płaszczyźnie metafizycznej, zasady władzy, Prawa moralnego i czystości, ponieważ pycha, buntowniczość i nieczystość są tymi czynnikami, które najbardziej pobudzają ludzi na drodze Rewolucji” (tamże, str. 123). Istota ducha rewolucyjnego jest niemal tożsama z jej siłą napędową, gdyż “dynamizm namiętności ludzkich rozpętany w metafizycznej nienawiści do Boga, cnoty, dobra, a w szczególności hierarchii i czystości (podkr. - R.H.; to sugeruje, że stosunek do bóstwa jest mniej istotne niż stosunek do hierarchii), jest największą siłą napędową Rewolucji” (tamże, str. 125), a istota dynamizmu (siła duszy chrześcijańskiej) Kontrrewolucji “nie może być wyjaśniona, o ile nie weźmie się pod uwagę życia nadprzyrodzonego” (tamże, str. 126), w niej tkwi moc (i uzasadnienie), zdolna do “cudów historii”: “nawrócenia Imperium Rzymskiego, powstania Średniowiecza (...)” i zbudowania trwałego i wiecznego porządku, gdyż “te zmartwychwstania są niezwyciężone, ponieważ nic nie może pokonać cnotliwego narodu, który prawdziwie kocha Boga” (tamże, str. 126).

Budowa dobra i eliminacja zła, co jest kwintesencją Kontrrewolucji (przy czym ostre rozróżnienie pomiędzy dobrem a złem jest konsekwencją jedynej prawdziwej moralności opisywanej przez de Oliveirę) dla autora “Rewolucji...” jest walką, w której “powinno się preferować przyjazne prowadzenie i oświecanie umysłów” to jednak “jest oczywiste, że przeciwko jej różnym formom – na przykład komunizmowi – bezpośrednia i otwarta walka za pomocą wszystkich sprawiedliwych i legalnych środków jest prawowita i na ogół nawet konieczna” (tamże, str. 131; TFP silnie wspierało prawicowe i skrajnie prawicowe rządy w Ameryce Łacińskiej, także te, które przejęły władzę poprzez zamachy stanu a także te, które dopuściły się zbrodni na szeroką skalę, szczególnie w stosunku do grup i polityków lewicowych – przyp. - R.H.; ). “Preferowane przyjazne prowadzenie i oświecanie umysłów” obejmuje także “dzieło miłosierdzia”, które objawia się poprzez wsparcie osób pozostających w nędzy. To może pomóc normalizować życie społeczne i gospodarcze, więc “szkodzą one rozwojowi procesu rewolucyjnego” (tamże, str. 130), ale Rewolucja ma korzenie “moralne, a więc religijne” a zatem “w dziełach tych trzeba krzewić formację religijną i moralną, ze szczególnym naciskiem na przestrzeganie dusz przed rewolucyjnym wirusem” (tamże, str. 130). Pamiętać przecież trzeba, że “Kościół, współczująca Matka, wspiera wszystko, co mogłoby ulżyć ludzkiej nędzy. Nie karmi się iluzją, że może wyeliminować wszystkie jej przejawy i naucza świętobliwego pogodzenia się z chorobą, biedą i innymi niedostatkami” (tamże, str. 130; podkr. R.H.), więc “dzieła te powinny zaszczepić w swoich beneficjentach (…) prawdziwą wdzięczność za otrzymane przysługi” (tamże, str. 131), przecież “utrzymując swoją pozycję z godnością i siłą, warstwy wyższe powinny mieć bezpośredni i życzliwy kontakt z innymi warstwami” (tamże, str. 132, podkr. - R.H.).

W walce kontrrewolucyjnej ważne jest odrzucenie myśli socjalistycznej, która albo jest zakamuflowaną myślą komunistyczną, albo tchórzliwym stanem ducha, który nie dostrzega naturalnego, boskiego, porządku rzeczy. A skoro „prawo własności jest tak święte, że nawet gdyby jakiś reżim miał dać Kościołowi pełną wolność, a nawet pełne poparcie, to nie mógłby on uznać za prawowitą taką organizację społeczną, w której cała własność byłaby kolektywna” (tamże, str. 135) to (posłużę się dłuższym fragmentem, aby przy okazji zilustrować sposób myślenia, argumentacji, splątanie kategorii itd. w myśli de Oliveiry) „ten stan ducha wynika z mniej lub bardziej uświadomionej idei, że wszelka nierówność jest niesprawiedliwa i nie tylko wielkie majątki, ale również średnie muszą zostać zlikwidowane, ponieważ jeśli nie będzie bogatych, to nie będzie także biednych. Jest to jak widać, pozostałość pewnych socjalistycznych szkół myślenia z XIX w. uperfumowanych romantycznym sentymentalizmem. Rodzi to mentalność, która uznaje się za antykomunistyczną, lecz niestety często nazywa się się socjalistyczną. Mentalność ta, która staje się coraz silniejsza na Zachodzie, jest o wiele większym niebezpieczeństwem niż sama indoktrynacja marksistowska. (…). Takie ustępstwa, które wykazują tendencję do ekonomicznego egalitaryzmu i kontroli państwa, można zauważyć w każdej dziedzinie. Prywatna przedsiębiorczość jest coraz bardziej ograniczana. Podatki spadkowe są tak uciążliwe, że w pewnych wypadkach skarb państwa jest głównym spadkobiercą. Mieszanie się urzędów w wymianę handlową, eksport i import uzależnia przemysł, handel i bankowość od państwa. W dziedzinę wynagrodzeń, czynszów, cen, we wszystko interweniuje państwo. Posiada ono zakłady przemysłowe, banki, uniwersytety, gazety, rozgłośnie radiowe, kanały telewizyjne itd. Gdy egalitarny etatyzm przekształca w ten sposób gospodarkę, to jednocześnie niemoralność i liberalizm rozbijają rodzinę i przygotowują drogę tzw. wolnej miłości” (tamże, str. 134; czyli interwencjonizm państwa prowadzi do wolnej miłości).

Rewolucja, według de Oliveiry dąży do powstania republiki powszechnej, co stoi w sprzeczności z katolicko-teokratyczną suwerennością narodu. Kontrrewolucja “nie jest również przychylna niestabilnej i nieorganicznej sytuacji stworzonej przez rozłam chrześcijaństwa i sekularyzację życia międzynarodowego” (tamże, str. 135). Rozwiązaniem tego problemu mogłoby być akceptacja myśli stanowiącej, że “pełna suwerenność każdego narodu nie sprzeciwia się temu, aby ludy, które żyją w obrębie Kościoła, tworząc jedną wielką rodzinę duchową, ustanowiły organy dogłębnie przeniknięte duchem chrześcijańskim i być może kierowane przez przedstawicieli Stolicy Apostolskiej, dla rozwiązywania ich kwestii na płaszczyźnie międzynarodowej” a także dla “współpracy narodów katolickich dla wspólnego dobra (...), a w szczególności gdy dotyczy to obrony Kościoła przeciw niewiernym i ochrony misjonarzy w krajach pogańskich lub zdominowanych przez komunizm” (tamże, str. 135), gdyż “wielkość, której Kontrrewolucja pragnie dla wszystkich krajów, jest i może być tylko jedna: wielkość chrześcijańska, która zakłada zachowanie wartości typowych dla każdego z nich [lokalnych – przyp. - R.H.] i braterskie współżycie między nimi”. (tamże, str. 136).

Proces kontrrewolucyjny jest ściśle spleciony z kościołem katolickim. Kościół katolicki, to “Mistyczne Ciało Chrystusa, nieomylny nauczyciel Prawdy, strażnik Prawa Naturalnego, a zatem ostateczna podstawa porządku doczesnego” jest na “celowniku Rewolucji” (tamże, str. 137). Jego zadaniem jest “sprawowanie bezpośredniej władzy duchowej i pośredniej władzy doczesnej dla zbawienia dusz” (tamże, str. 138) a Rewolucja jest przeszkodą w takim zbawianiu dusz to ustawia kościół katolicki jako sprzymierzeńca i siłę napędową Kontrrewolucji. Jednak to nie kościół katolicki służy Kontrrewolucji. Przeznaczeniem Kontrrewolucji nie jest też ocalanie kościoła katolickiego (który przecież, “nie potrzebuje ludzi, aby przetrwać”; tamże, str. 139). Kontrrewolucja musi się oprzeć na “Kościele i pokornie mu służyć, zamiast pysznie wyobrażać sobie, że to ona Go ocala” (tamże, str. 139) a jej misją jest (poprzez zwalczanie Rewolucji przy współudziale nienawiści do niej) “wywyższenie Kościoła” (tamże, str. 140).

Postulowany porządek moralny ma charakter uniwersalny (jedyny uprawniony), a biorąc pod uwagę sukcesy Rewolucji, to dla de Oliveiry “akcja kontrrewolucyjna obejmuje reorganizację całej społeczności doczesnej” (tamże, str. 140) tak, aby “zbudować nowe chrześcijaństwo, jaśniejące wiarą, pokorne duchem hierarchicznym i nieskazitelnie czyste” (tamże, str. 140).

Kontrrewolucjoniści powinni działać na różnych (wszystkich) polach, globalnie (frontalna walka z Rewolucją) a także w sytuacjach jednostkowych czy wydzielonych obszarach funkcjonowania społecznego, począwszy do walki ze “złem protestantyzmu” a skończywszy na angażowaniu się w politykę bądź działalność ekonomiczną. Dopuszczona jest nawet współpraca z niekatolikami (nawet protestantami czy muzułmanami), szczególnie jeśli uwzględni się, że “pewni protestanci lub muzułmanie znajdują się w takim stanie duszy, w którym zaczynają dostrzegać całą nikczemność Rewolucji”, a idąc krok dalej “jeżeli odpowiedzą na łaskę, mogą stać się wspaniałymi katolikami, a zatem skutecznymi kontrrewolucjonistami” (tamże, str. 143; do Oliveira już wcześniej zwracał uwagę na siłę neofitów), ale zanim tak się stanie współpraca jest możliwa tylko w realizacji konkretnych celów gdyż stała współpraca “z ludźmi skażonymi jakimkolwiek wpływem Rewolucji jest rażącą nieostrożnością i przyczyną chyba większości kontrrewolucyjnych porażek” (tamże, str. 107) gdyż “nie ma autentycznej Kontrrewolucji poza Kościołem” (tamże, str. 144).

Rewolucja...” została napisana w latach pięćdziesiątych XX w. w związku z czym do późniejszych wydań de Oliveira dołączył dodatkowe rozdziały w III części książki (Rewolucja i Kontrrewolucja dwadzieścia lat później) pisane w 1976 roku oraz wtręty pisane 1992 roku. Rozdziały te szkicowo opisują ruch TFP i jego działalność, wyrażają stosunek de Oliveiry do kościoła katolickiego po II Soborze (de Oliveira postuluje w 1959 roku totalne podporzadkowanie się kościołowi i jego hierarchii i jest mu bardzo trudno zaakceptować zmiany w kościele katolickim; tego dylematu nie udało mu się w jakikolwiek sposób rozwiązać; twierdzi, że hierarchia kościelna została zinfiltrowana przez agentów komunistycznych a “TFP otwarła oczy katolików na knowania niewiernych pasterzy”; tamże, str. 179; temu tematowi poświęcony jest rozdział “Psychologiczna ofensywa III Rewolucji w Kościele, tamże, str. 169 – 179; uwzględniając II Sobór Watykański ten wcześniej nieomylny, doskonały i niezniszczalny kościół: “Ku zgorszeniu niezliczonych dusz, Mistyczne Ciało Chrystusa wkroczyło w ponury proces będący czymś w rodzaju samozniszczenia”; tamże, str. 170) a przede wszystkim bardzo silnie akcentują tożsamość Rewolucji z komunizmem. Rewolucja i komunizm stały się niemal synonimami, a wszelkie socjalizmy etapami na drodze do komunizmu, w związku z czym walka z socjalizmem, jest tożsama z walką z komunizmem (to szczególnie ważne patrząc na historyczne zmiany i krwawe konflikty w Ameryce Południowej; “Do autentycznej walki przeciw komunizmowi zaliczamy zwalczanie wszelkich postaci socjalizmu, gdyż są to tylko etapy przygotowawcze lub formy larwalne komunizmu”; tamże, str. 149). Ponownie podkreśla znaczenie rewolucji jednostkowych, jako etapów działania Rewolucji jako wielowiekowego procesu Rewolucji: “trzy wielkie rewolucje stanowiły główne etapy stopniowego niszczenia Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej: w XVI w. humanizm, renesans i protestantyzm (I Rewolucja); w XVIII w. Rewolucja Francuska (II Rewolucja); i w drugiej dekadzie tego wieku [tj. XX – przyp. - R.H.), komunizm (III Rewolucja)” (tamże, str. 152).

Kolejnym wątkiem poruszonym (był już akcentowany wcześniej) jest kamuflaż, który przywdziewa Rewolucja (poprzez swoich sterników), na skutek utraty mocy doświadczanej przez “klasyczną” propagandę. Obecnie (lata siedemdziesiąte) “komunistyczna propaganda staje się coraz bardziej zakamuflowana, spokojna i powolna. Taki kamuflaż robi się albo przez rozpowszechnianie rozproszonych i zawoalowanych zasad marksistowskich w literaturze socjalistycznej, albo przez wszczepianie w samej tzw. ‘centrowej’ kulturze pewnych tez, które jak nasiona rozwijają się, prowadząc centrystów ku nieostrożnej i stopniowej akceptacji doktryny komunistycznej w całości” (tamże, str. 161). De Oliveira we wszystkim, co nie jest jednoznacznie kontrrewolucyjne dostrzega sterowany, komunistycznych spisek.

W zmianach procesu rewolucyjnego de Oliveira dostrzega zalążek IV Rewolucji (czwartego wielkiego etapu Rewolucji). Rewolucja “przywdziała uśmiechniętą maskę, zmieniła polemikę na dialog, symulowała zmianę mentalności i postawy, otworzyła się na wszelkie rodzaje współpracy z przeciwnikami, których chciała niegdyś zwalczyć przemocą” (tamże, str. 162, 163). “U szczytu swej potęgi III Rewolucja przestała zagrażać i atakować, a zaczęła uśmiechać się i prosić” (tamże, str. 163). Dzieje się tak zarówno w polityce wewnętrznej państw jak i na arenie międzynarodowej (“pokojowe współistnieniezamiast “zimnej wojny”; “odprężenie”; “historyczny kompromis”).

Ponownie posłużę się dłuższym cytatem obrazującym logikę i sposób konstrukcji myśli i postrzeganie rzeczywistości przez de Oliveirę: “międzynarodowy komunizm – chociaż z konieczności zrodzony z nienawiści kierujący się swoją wewnętrzną logiką stosowania przemocy (wojny, rewolucje, zamachy) – został zmuszony przez wielkie i głębokie zmiany w opinii publicznej, do zamaskowania swojej nienawiści i udawania, że zrezygnował z wspomnianych metod walki” i dalej: “Gdyby taka rezygnacja była szczera, to międzynarodowy komunizm sam by sobie w ten sposób zaprzeczył, przez co dokonałby samozniszczenia”, co prowadzi do konkluzji “Komunizm wykorzystuje uśmiech jedynie jako broń agresji i wojny. Nie eliminuje przemocy, ale przenosi ją ze sfery działań fizycznych i namacalnych w sferę nienamacalnych działań psychologicznych”. (tamże, str. 166). Pamiętając, że Rewolucją jest każdy proces kulturowy, który nie jest Kontrrewolucją, oraz że Rewolucja jest niemal tożsama z komunizmem (w kategoriach celu), to wszelkie zmiany kulturowe ostatnich wieków a w szczególności ostatnich lat (wszelkie ruchu emancypacyjne) są dziełem Rewolucji a więc dążą do komunizmu: “Ta wersja rewolucyjnej wojny psychologicznej jest znana jako rewolucja kulturalna” (tamże, str. 167; wpis de Oliveiry z 1992 roku).

Podsumowanie

W oparciu o “Rewolucję...” można spróbować określić świat postulowany przez de Oliveirę, a w konsekwencji przez organizacji takie jak TFP i z TFP powiązane, a więc chociążby Ordo Iuris. Określić, jak ten świat jest postrzegany i w jakim kierunku powinien się zmienić. Poniżej przedstawię kilka najważniejszych punktów tego obrazu wyłaniającego się z książki de Oliveiry:

1. Świat jest dychotomiczny. Jest albo Rewolucja, będąca złem, albo Kontrrewolucja będąca dobrem.

2. Rewolucja jest pojęciem bardzo szerokim. Obejmuje wszystkie aspekty kultury, które nie są Kontrrewolucją, począwszy do protestantyzmu a skończywszy na nudyzmie (to dlatego wszystko, co nie jest kontrrewolucyjne, jest neomarksizmem, lewactwem itd.)

3. Deklaratywnie jest tylko jedna prawda moralna i jedno źródło etyki: kościół katolicki w wersji de Oliveiry.

4. Pomimo niekończących się odwołań do religijności, największy nacisk położony jest na kwestie ekonomiczne i społeczne, które powinny dążyć do zachowania określonej struktury społecznej i ekonomicznej, której beneficjentem był de Oliveira. Każdy powinien podporządkować się owej strukturze, niezależnie do swojej pozycji społecznej, a próba jej zmiany jest przejawem Rewolucji i dążeniem do komunizmu. Religia wydaje się uzasadnieniem nierówności społecznych i ekonomicznych (ta wersja religii została wykorzystana do uprawomocnienia społeczno - ekonomicznej konstrukcji społeczeństwa). To rozwiązanie de Oliveira nazywa porządkiem (Kontrrewolucja jest przywracaniem porządku; “porządek” tak jak “normalność” to przykład metajęzyka (tak go nazywam), niedookreślone stwierdzenie zrozumiałe dla wtajemniczonych; taki działa np. “oni” w pewnym radiu).

5. Jedynym uprawnionym rodzajem państwa jest teokracja w oparciu o kościół katolicki (rozumianym jako organizacja). Jest to jedyne prawomocne (prawo naturalne tożsame z prawem religijnym) rozwiązanie o charakterze uniwersalnym.

6. Struktura społeczna powinna być hierarchiczna i mocno podkreśloną zasadą podporządkowania jednych klas innym.

7. Ludzie z zasady nie są równi.

8. Rewolucja we wszystkich swoich aspektach jest złem, a ci, którzy działają na jej rzecz (od protestantów po nudystów) są źli.

9. Pomiędzy Rewolucją a Kontrrewolucją nie ma żadnych punktów wspólnych. Kompromis, dialog itd. są działaniami rewolucyjnymi, a więc złymi. Świat jest zero – jedynkowy, czarno – biały.

10. Pomiędzy Rewolucją a Kontrrewolucją toczy się wojna, którą Kontrrewolucja musi wygrać, gdyż nie ma innego rozwiązania.

11. Kontrrewolucja musi działać na wszystkich polach funkcjonowania społecznego i w stosunku do wszystkich ludzi, ale powinna koncentrować się na kształtowaniu elit (masy winny być ukształtowane w taki sposób, aby bezwarunkowo akceptować hierarchiczność i podążać za elitami). Działania te mogą być otwarte ale nie muszą, realizowane etapami (kolejnymi małymi krokami), przejmowaniem kolejnych fragmentów dyskursu i władzy lub całościowo.

12. Nie można akceptować żadnych “pomysłów” Rewolucji. Jeśli w kimkolwiek (np. w zaangażowanym katoliku) jest jakiś element rewolucyjny (np. dopuszcza rozwody) sytuuje go to po stronie Rewolucji, więc jest zły.


Uwagi.

Napisałem ten tekst wyłącznie w oparciu o książkę, bez odniesień do współczesności czy literatury. Niemniej istotne jest porównanie myśli zawartej w “Rewolucji...” chociażby ze statutem Ordo Iuris (https://ordoiuris.pl/sites/default/files/inline-files/Statut%20jednolity%202020.pdf) czy z informacją na rzecz tej organizacji prezentowaną na jej stronie facebookowej. Dobrze jest też zwrócić uwagę w kontekście “Rewolucji...” na działania grupy osób związanych z fundację, w szczególności na postępującą symbiozę z obecną władzą oraz z grupami skrajnymi (Gdy pan Bąkiewicz mówi o zniszczeniu rewolucji ma na myśli tę Rewolucję?). Na temat TFP i innych podobnych organizacji warto zapoznać się z książką Klementyny Suchanow “To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze”, w której jest rozdział o TFP (i innych podobnych organizacjach). Na temat Ordo Iuris ukazało się kilka ciekawych artykułów na oko.press i na wyborcza.pl. Istotne wydaje się zauważanie obecności osób powiązanych z Ordo Iuris (i podobnymi organizacjami) w szkołach wyższych (szczególnie katolickich) oraz w istotnych punktach struktury władzy (np. w MENie). Podobne znaczenie mają małe kroki, które udaje się zrealizować Ordo Iuris, np. punktowanie wydawnictw i artykułów Ordo Iuris na poziomie uniwersyteckim (co ma niebagatelne znaczenie).

Przypominam też, że każdy, kto nie jest zwolennikiem Kontrrewolucji, jest wrogiem. Nie jest przeciwnikiem politycznym, nie jest oponentem, partnerem w dyskusji. Jest wrogiem. Niezależnie, czy chce wziąć rozwód, stosować antykoncepcję czy mieć prawo do aborcji. Nie ma to znaczenia - jest wrogiem. Każda z kwestii podnoszonych przez Ordo Iuris i podobne organizacje jest tylko etapem całościowej transformacji dokonywanej przez ludzi, którzy oświeceni wiarą (przynajmniej deklaratywnie), uznają się za nieomylnych i których cel nie musi być zrealizowany już teraz za rok, ale może być obliczony na dziesięciolecia; przecież to tylko mgnienie oka w porównaniu z wiecznością (ale może też chodzić o władzę, pieniądze i wpływy a religia w takim ujęciu jest traktowana instrumentalnie).







































x
x