środa, 21 listopada 2018

Marks i zakrzywione królicze nory wenusjańskich lat


Setki tysięcy ludzi (a niech będzie: miliony!) po przeczytaniu PS2 z poprzedniego wpisu nie mogło spać po nocach, ukradkiem przebierało nogami i nieustannie sprawdzało, czy już coś jest, czy PS2 rozkwitło. Czy będzie to Harera Kapitał w dwudziestym pierwszym wieku? Ale pomimo tego, że bez echa przeszła dwusetna rocznica urodzin K. Marka (5 maja), nie było wieńców i przemówień, defilad i kolacji wspominkowych u prezydenta (a przynajmniej takich nie zauważyłem) a przecież okrągła rocznica to coś wspaniałego i niepowtarzalnego i oznacza, że w tym akurat przypadku, Ziemia w swoim ruchu obiegowym wokół słonka pokonała 187977594800 kilometrów (prawie 188 miliardów kilometrów) i jest to dwa razy więcej niż ta sama Ziemia pokonała wokół tego samego słonka w związku z jedną z rocznic, która miała miejsce 11 listopada 2018 roku, to wcale nie będzie dziś o Karolu Marksie i kapitale, którego nie miał (pisał z zazdrości i wkurzony, że jest zależny od swojego mającego kapitał kolegi, żeby nie powiedzieć przyjaciela), a o Andrzeju Marksie, który był astronomem i opublikował książkę „Podróże międzygwiezdne”, czym wyręczył mnie z wielu żmudnych działań matematycznych i fizycznych, które nie matematykowi i nie fizykowi nie przychodzą łatwo.

Co ciekawe Andrzej Marks w swoich rozważaniach też zakładał, ze pojazd kosmiczny będzie ważył 1000 ton. Zupełnie jak ja. Albo to nieprawdopodobny zbieg okoliczności albo coś w tych okrągłych liczbach jest. Pan Marks zakładał, że nie da się, nawet po opanowaniu produkowania i przechowywania antymaterii, jako źródła energii. Ale po pierwsze pan Marks, w ogóle nie brał pod uwagę węgla. Po drugie za bardzo się zastrzegał, że nie czyta, nie zna i generalnie w ogóle mocno lekceważy literaturę SF. Po trzecie nie wziął pod uwagę napędu odrzutowego Bussarda ani napędu Alcubierre’a. Po czwarte zaś napisał tę książkę niemal czterdzieści lat temu. Co niewiele, ale trochę jednak zmienia, gdyż pewne rzeczy się zmieniły. Poza oczywiście fizyką (prawami fizyki), która niezmiennie oporuje i nie chce ani pozytywnie ewoluować w taki sposób, aby ułatwić podróże, ani nie chce odsłonić ukrytych możliwości, jakiś tuneli, zakrzywionych króliczych nor, zapomnianych bibliotek, podstępnych kłów ani nawet zwykłych wymiarów pozwalających kicać w bok, co umożliwiłoby kicanie do przodu. Innymi słowy nie brał pod uwagę, że ten wielki wszechświat może być całkiem mały.

Andrzej Marks doszedł do podobnych wniosków do jakich ja doszedłem, albo odwrotnie. Czyli potrzeby jest czas, potrzebna jest energia i potrzebny jest napęd. Nie mamy czasu, energii i napędu, czyli jesteśmy w nie najlepszej sytuacji. Pociechę niech stanowi to, że mając czas nie potrzebowalibyśmy tyle energii i takich fajnych napędów. A poza tym, kto powiedział, że musimy polecieć tam sami. Możemy przecież wysłać kota, psa, albo ekstra smartfona, który zrobi zdjęcia i powie jak jest.

Żeby sięgnąć gwiazd kilogramowy smartfon potrzebuje milion razy mniej energii niż tysiąctonowy pojazd. I mam nadzieję, że nie będzie chciał wracać, co pozwoli na małe oszczędności. Nie trzeba też zabierać wody, ani kanapek, ani gotowanych jajek, suszonej kiełbasy, pomidorów, cebuli, kajzerek i paprykarza szczecińskiego.

Problem polega na tym, że swoją powieść SF zapełniłem ludźmi i to takimi zwykłymi: kości, krew, mięśnie, nienawiść itd. Tak sobie myślę, że rozwiązaniem był czas. I tak nie ma to dla powieści znaczenia. Wszystko dzieje się już po długiej i nudnej podróży między gwiazdami.

Powieść niebawem (miałem tu nie pisać o moim pisaniu). Anabioza czeka. Niebawem jest względne. Anabioza daje czas. Nie trzeba się rozmnażać w kosmosie. Co pewnie miałoby jakiś urok. Zakładając prawo zachowania pędu, poród mógłby być rodzajem silnika odrzutowego, co jednak nie ma większego sensu.

PS. Napęd Bussarda ma tę zaletę, że potrafi pokazać jak człowiek, czyli ja, jest niedouczony i pełen ignorancji. Tak sobie sobie myślałem jak wysyłać w kosmos i wymyśliłem coś bardzo podobnego, ale wyszukiwarka szybko wyszeptała, że ktoś, czyli Bussard Robert wpadł na ten sam pomysł tylko, że wcześniej (50 lat wcześniej). Jakby ktoś chciał się bawić w okrągłe rocznice to minęło 18 wenusjańskich lat od jego śmierci, i byłaby to okrągła rocznica gdybyśmy mieli jedenaście palców.

Dokładam rysunek (źródło to ciekawy artykuł: https://przekroj.pl/nauka/budowniczowie-wiezy-googel-gideon-lewis-kraus)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz