środa, 6 stycznia 2016

Panna młoda i pan młody. Wzajemne interakcje oparte na indyjskich tradycjach szlifierskich

Każdy szanujący się przyszły i potencjalny pan młody zaciąga kredyt, pożycza od mamusi i tatusia, przyjaciela i siostry, sąsiada i kochanki gotówkę po to, żeby kupić kawałek szlachetnego metalu z jedną albo kilkoma bryłkami węgla. Oczywiście nie jest to zwykły kawałek węgla. Chociaż zwykły kawałek węgla, nawet kamiennego, odpowiednio potraktowany lakierem i palcami jubilera też potrafi wyglądać przyjemnie dla oka. Ten niezwykły kawałek węgla to oczywiście diament a właściwie ładnie oszlifowany diament. Dobrze by było, żeby był tak ładnie oszlifowany, aby można go nazwać brylantem. Diament, w więc i brylant ma wiele ciekawych właściwości, z których najbardziej znana jest jego niezwykła twardość. Diamenty są rzadkie i dlatego są drogie. Inne kamienie prawdziwe czy sztuczne mogą być równi ładne, ale nie są rzadkie wiec są tanie. Dla większości śmiertelników odróżnienie diamentów od nie diamentów udających diamenty to trudne zadanie, szczególnie uwzględniając to, ze mają do czynienia z kamieniami wielkości ziarnka piasku. Takie są oczywiście tańsze i na takie mama i tata, bank i siostra mogą pożyczyć pieniądze, żeby przyszły i potencjalny pan młody mógł dać kawałek szlachetnego metalu z kawałkiem tego cudownego kawałka węgla, przyszłej i potencjalnej pannie młodej.

Są oczywiście także duże diamenty, na które większości z siedmiu miliardów obywateli planety nigdy nie będzie stać, nawet jakby zrzucaliby się milionosobowych grupach składkowych. Te największe można znaleźć w brytyjskich insygniach królewskich i wcale nie zostały wypłukane z Tamizy, a wydobyte w obecnych Indiach czy obecnej Republice Południowej Afryki, które, gdy te ogromniaste diamenty ujrzały światło dzienne były koloniami brytyjskimi, dzięki czemu są teraz brytyjskie a nie indyjskie czy południowo afrykańskie.

Gdy diamenty są odpowiednio małe to stosuje się je w przemyśle do produkcji twardych narzędzi. Najwięcej takich diamentów wydobywa się w Demokratycznej Republice Konga (DRK). DRK jest jednym z najbiedniejszych państw świata. Te większe diamenty wydobywało się RPA i w Indiach (swego czasu Indie były jedynym dostarczycielem diamentów). W Indiach też diamenty się szlifuje. Jest niemal pewne, że pan młody (przyszły i potencjalny) wręczając kawałek szlachetnego metalu z kawałkiem szlachetnej odmiany węgla pannie młodej (przyszłej i potencjalnej), wręcza coś, co przeszło, przez miasto Surat w Indiach, gdzie szlifierze diamentów szlifują diamenty.
Jest też bardzo prawdopodobne, że w całym tym interesie maczało znane na całym świecie przedsiębiorstwo – De Beers. Firmie De Beers i wielu podobnym firmom można wiele zarzucić: że krwawe diamenty, że kopalnie niebezpieczne, że konflikty są na rękę, że płace niskie, a socjał byle jaki, że autochtoni musieli wypierdalać, gdy pod ziemią schowały się diamenty. A jak nie chcieli wypierdalać to mieli karę. Diamenty są drogie, wiec żeby były tańsze, muszą być tańsze u samego źródła, żeby mogły być droższe na samym końcu. Nazwijmy to marżą. Nie ulega wątpliwości, że większość panien młodych z lat dziewięćdziesiątych, nosi lub nosiła na palcu coś, co po drodze od kopalni do paluszka uśmierciło kilka osób. Tylko czy za to odpowiedzialna jest panna młoda (przeszła i potencjalna) czy pan młody (przeszły i potencjalny)? Chodzą słychy, że teraz jest lepiej, że nie kilka, że nie zawsze, że co najwyżej jedną osobę, albo statystycznie jedną trzecią, że już górnicy dostają wodę w pracy i mają płatny jednodniowy urlop. Albo jakoś podobnie. Jest lepiej. Pozytywna zmiana.

De Beers (i wiele podobnych firm) jest firmą z wieloma tradycjami. O większości z tych tradycji lepiej nie rozpowiadać podczas kawy i ciasteczka w błysku brylantowego ognia. Firmę założył Cecil John Rhodes, który jak łatwo się domyślić nie żyje. Cecil jest znany z tego, ze nie mogąc opędzić się od Katarzyny Radziwiłłowej wybrał zawał. Myślę, że zamiast Katarzyny wolałby jej byłego męża Adama, ale nie mógł tego powiedzieć oficjalnie, bo to nie przystoi dziewiętnastowiecznemu dżentelmenowi w Anglii, spędzającemu czasu w Afryce, na budowie potęgi własnej i swojej macierzy. Cecil był niemal rówieśnikiem Oscara Wilda, który musiał przez dwa lata zapieprzać w więzieniu, za to, że od czasu do czasu miał ochotę na faceta a nie kobietę. Takie czasy. Cecil był jednak zbyt poważnym dżentelmenem, żeby pozwolić sobie na zapieprzanie w więzieniu, a poza tym miał w końcu swoje kopalnie diamentów, a to jednak ważny argument w procesie sądowym. Miał też wizję: chciał, żeby Wielka Brytania była tak wielka, żeby można było nie opuszczając Wielkiej Brytanii przejechać na hulajnodze z Kapsztadu do Kairu. Prawie się udało. Pewnie by się udało, gdyby nie podstępny opór tych, którzy uznali, że jazda na hulajnodze z Kapsztadu do Kairu albo z Kairu do Kapsztadu, jest całkowicie pozbawiona sensu. I tak piękna wizja kończy się obozami koncentracyjnymi, które Anglicy wprowadzili do użytku, ale nie opatentowali. Gdyby opatentowali to wiek XX mógłby potoczyć się zupełnie inaczej, a nawet jeśli potoczyłby się tak jak się potoczył to przynajmniej Korona Brytyjska mogłaby na tym coś zarobić.

Cecil był tak ważny w okolicy, że okolice zostały nazwane na jego część Rodezją. Oczywiście okolice zanim stały się Rodezją (a właściwie Rodezjami: Północną i Południową) musiały być opróżnione z tych, którzy nie chcieli mieszkać w Rodezji. Później, gdy już Brytyjczycy wydobyli największe diamenty postanowili jednak opuścić te okolice i tak Rodezje zamieniły się w Zambię i Zimbabwe. Próbując budować wielkie połączenie Kapsztad – Kair po drodze walcząc z Burami, którzy sami będąc potomkami całej europejskiej menażerii (głownie jednak holenderskiej) czuli się jak u siebie w domu, Anglicy pod wodzą Cecila Rhodesa zbudowali fort, który nazwali Salisbury, na cześć premiera Wielkiej Brytanii. Fort ten rozrósł się i stał się stolicą Rodezji, przemianowanej na Zimbabwe – Rodezji, która zmieniła nazwę na Zimbabwe i w końcu na początku lat osiemdziesiątych zmienił swoją nazwę na Harare.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz