wtorek, 15 grudnia 2015

Kawia domowa, zemsta Indian, nagroda Nobla i podstępność krętka bladego


Freddie Merkury, o którym już coś napisałem, urodził się w rodzinie wyznającej zaratusztrianizm. Imię Zaratusztry stało się sławne w pewnych kręgach, dzięki Friedrich’owi Nietzsche’mu, który oczywiście także nie żyje. Obaj zmarli na choroby przenoszone głównie drogą płciową (obaj czyli F.M. i F.N.). W przypadku FN nie jest to takie oczywiste. Jego ostatnie czterdzieści lat życia to powolne, systematyczne, konsekwentne i bezkompromisowe osuwanie się w obłęd. HIV u Mercury’ego to ewidentny przykład pecha. Ale konsekwencje rachunku prawdopodobieństwa bywają okrutne. Skąd kiła u Nitzsche’go to już trudniejsze zagadnienie. Może coś tam pogwałcił albo przynajmniej poburdelił podczas służby wojskowej w pruskiej armii zanim spadł z konia albo trochę później podczas wojny prusko - francuskiej. Nawet ta kiła nie jest taka pewne. Na pewno miał problemy z kobietami, bo żadna nie chciała go pokochać, a jeden związek jaskółki nie czyni, zważywszy, że trzy razy rzuciła go jak psa  (a właściwie odrzuciła oświadczyny) i pewnie i tak do niczego nie doszło. Miała rację, bo dzięki temu nie zaraziła się, przekroczyła siedemdziesiątkę i poznała inne ciekawe osoby, z którymi nie tylko mogła pogadać na ciekawe tematy ale też bzyknąć się od czasu do czasu. Mowa tu o Lou Andreas-Salomé.

Zaratusztra, który nie wiadomo kiedy żył, ale na pewno dawno temu, pozostawił swe nasienie w górskim jeziorze. Jezioro ma cudowne właściwości przechowywania przez wieki nasienia Zaratusztry, tak aby plemniki wciąż były żywe i mogły zapłodnić dziewicę, która w nim się wykąpie. Dziewica urodzi syna – mesjasza, który, poprowadzi lud Ziemi do ostatecznej walki z siłami zła. Wygląda na to, że to właśnie Zaratusztra wpadł na pomysł z dziewiczym in vitro, tak popularnym w niektórych kręgach. W dzisiejszych pruderyjnych czasach, zostawienie nasienia w Morskim Oku, sprowadziłoby mnóstwo nieprzyjemności i niewiele przyjemności. Chyba, że zostawiający lubiłby nieprzyjemności, które sprawiałyby mu wiele przyjemności.

Nietzsche zmarł na kiłę (jeśli zmarł na kiłę), która jest podstępna, rozwija się długo  czyni ciało mniej pięknym a umysł zamienia w papkę. Kiła wciąż jest popularna, nie wiadomo skąd się wzięła, czasami zyskuje na popularności a dzięki Fiedelowi Castro można pojechać na Kube i mieć pewność, że nie zarazimy się kiłą, chyba, że trafimy na kogoś, kto przyjechał na Kubę, żeby przywrócić Kubie kiłę. W Hawanie można spokojnie oddawać się rozpuście i nie obawiać się bladego krętka ale już Addis Abebie, z której prowadzi prosta i jedyna droga do Hareru to już jest bardziej ryzykowane, bo akurat w Etiopii kiła jest tak popularna, jak nigdzie indziej. Kiła ma nadprzyrodzoną właściwość utwierdzenia się w tym, że zło i rozpusta to kwestia siłą wymuszonego importu, a nigdy jakiegokolwiek eksportu.
Krętek blady, jest niepokornym stworzeniem boskim. Trudno się go hoduje, żeby go badać trzeba go wstrzykiwać w jądra królików (podobnych do zajęcy) lub chomików. Krętka opisał Fritz Schaudinn wraz z Erich’em Hoffmann’em. Ten pierwszy postanowił kontynuować tradycję Szolc – Rogozińskiego i zmarł w wieku 35 lat. Ten drugi, wiele lat później czmychnął z Niemiec, gdy zdał sobie sprawę, że tysiącletnia rzesza to zbyt długa perspektywa. Krętek blady męczył ludzkość od co setek lat i nadszedł czas, żeby sobie z nim poradzić. Na dobrej drodze był zapomniany Ernest Duchesne, gdyż zauważył, że bakterie nie przepadają za pleśniami. Działo to się w czasie, gdy Nietzsche jeszcze żył ale był już na totalnym odlocie. Dopiero mniej więcej czterdzieści lat po Erneście Duchesne penicylina pojawiła się na rynku. Żeby się pojawiła całkiem wiele osób musiało dostać Nobla. Niektórzy nie dostali, a może powinni. Jeden z nich może nie powinien, bo był Japończykiem. Jednym z tych, którzy dostali był Julius Wagner-Jauregg, który był Austriakiem, antysemitą, eugenikiem i wymyślił metodę leczenia kiły przez zarażenie pacjenta malarią, dzięki czemu pacjenci umierali na malarię zamiast na kiłę. Julius miał żonę Żydówkę.

Walka z krętkiem bladym wymagała badań, badań i jeszcze eksperymentów. Na nieszczęście dla zwierzaków innych niż ludzie tylko homo sapiens choruje na kiłę, więc tylko ten gatunek można było do eksperymentów wykorzystać. I żeby nie było, że od razu Niemcy i Niemcy tu akurat do gry weszli Amerykanie. Eksperymentowali na Czarnych, którym mówili, że ich leczą, a wcale ich nie leczyli. Eksperyment trwał czterdzieści lat i zakończył się sukcesem, bo tych którzy przeżyli zaproszono do stolicy, do siedziby prezydenta, żeby podziękować im za nieświadomą służbę dla nauki. Badania prowadzono w mieście Tuskegee, od nazwy której każdemu prawdziwemu Polakowi cierpnie skóra i kastet wsuwa się na palce jednej ręki, podczas gdy druga nie puszcza różańca, („niechaj nie wie lewica twoja, co czyni prawica twoja”). Szukano jednak czegoś więcej i w końcu znaleziono więzienie w Gwatemali, gdzie więźniowie za dobre sprawowanie mogli korzystać z płatnych usług seksualnych, więc eksperymentatorzy odpowiednio preparowali lub odpowiednio wybierali prostytutki. Próba była zbyt mała więc przystąpiono do bardziej zaawansowanych metod zarażania, zastępując pochwę strzykawką.

Nie wiadomo skąd się wzięła kiła ale podejrzewa się Indian, którzy perfidnie wykorzystali Kolumba i wysłali krętka bladego do Europy, za to, że przez następne wieki mieli dostawać cholerę, tyfus, ospę i błonicę. Ale Indianie wysłali jednocześnie świnkę morską, która wcale nie jest świnką morską, chociaż przez tyle lat świnkę morską udawała, będąc zwykłą kawią domową. Wysłali ją po to, żeby była królikiem doświadczalnym zamiast królika europejskiego, dzięki czemu Guinea pig (ang.) jest odpowiednikiem królika doświadczalnego w wielu językach, chociaż poza wierną służbą homo sapiens nie ma nic wspólnego ze świnią domową, dzięki czemu w żadnym języku królik doświadczalny nie jest harer coś tam coś tam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz