niedziela, 6 grudnia 2015

O kawie i żanecie

Zagadka, przed którą stanąłem, znalazła rozwiązanie. W jednym z poprzednich wpisów nie wiedziałem dlaczego malgaski może mieć coś wspólnego z jednym z języków Borneo. Niezbyt intensywne poszukiwania przyniosły prostą odpowiedź: Madagaskar został zasiedlony między innymi przez przybyszów z Borneo. Odpowiedź jest prosta, ale gdy się spojrzy na mapę i przypomni sobie, że kiedy miało to miejsce, to już nie było latających smoków i jeszcze nie było łodzi motorowych to podróż Borneo-Madagaskar wydaje się trochę uciążliwa i ryzykowna. I jak miało w ogóle wyglądać? Siedzieli sobie na Borneo, popatrzyli na mapę (których podobno wtedy jeszcze nie było) i postanowili gdzieś popłynąć? Może Nowa Gwinea? Eeee, nie, tak blisko. To może Cejlon? Eeee, nie taka mała. Może Grenlandia? Eee, nie, taka zimna. To może Madagaskar? No, w sumie, czemu nie. Niech będzie Madagaskar.

Trochę na tym stracili. Mieszkali na trzeciej pod względem powierzchni wyspie na świecie a przenieśli się na czwartą. 

Wracając do kawy. Oczywistość Brazylia jako największego producenta kawy jest oczywista. Ale Wietnam? To mogło być zaskoczenie. W czołówce jest też Indonezja (3-4 miejsce). Madagaskar też produkuje kawę, ale już nie tak dużo. Indonezja jest producentem kawy zwanej kopi luwak. Kopi od kawy, luwak od luwaka czyli civety czyli łaskuna palmowego czyli łaskuna muzanga czyli grogowego kota. Sympatycznego zwierzaka, który łazi po drzewach i zjada wszystko łącznie z kawą. Trochę ją trawi i wydala tradycyjną metodą. Kupę się zbiera, odzyskuje ziarna, czyści, płucze a następnie sprzedaje, jako najdroższą kawę. Następnie w super ekstra kawiarniach serwuje się filiżankę napoju z gówna za 200 zł. No dobra, napój oczywiście ma niewiele wspólnego z gównem. W końcu gówno jest nawozem i w jakiś pośredni sposób nawet parówki są z gówna. 

Cena kopi luwak zachęca do wielu różnych działań. Po pierwsze do biegania po lesie i zbierania luwakowych kup. Po drugie do dbania o luwaki, chronienia ich i głaskania. Po trzecie do szukania innych zwierząt, które przerabiałyby kawę, na jeszcze lepszą kawę. Po czwarte do kłamstwa i oszukaństwa, mieszaństwa i podrabiaństwa. Po piąte do chemicznego odtworzenia żołądka i jelit musunga. Po szóste do łapania ciwet, napychania ich ziarnami kawy i trzymania ich w klatkach, żeby nie mogły się przypadkiem ruszyć. O szóstym to powinniście pomyśleć, gdy będziecie żłopali kawę za 200 pln. Na szczęście dla luwaków najprawdopodobniej będzie podrobiona. Po trzecie znajduje ujście w słoniach, które biorą aktywny udział w produkcji kawy o nazwie Black Ivory. Black Ivory wytwarza się w Tajlandii a proces produkcyjny wymaga marnowania dużych ilości kawy, bo słonie zamiast połykać w całości, pogryzają, przeżuwają i miażdżą ziarna kawy. Trzeba je nakarmić trzydziestoma kilogramami kawy, żeby otrzymać jeden kilogram kawy gotowej do sprzedaży. No i oczywiście, to co innego znaleźć ziarno kawy w kupie zwierzaka wielkości dużego kotka, a co innego znaleźć ziarno kawy w kupie słonia. I znowu 200 pln za filiżankę.
Zabawa z kawą z kupy zaczęła się niewinnie. Holendrzy, którzy kolonizowali dzisiejszą Indonezję wprowadzili w XIX wieku system feudalny. W skrócie: każdy rolnik miał uprawiać rośliny eksportowe (w tym kawę) zamiast podatków, albo miał obowiązek odpracowywać na plantacjach należących do Holendrów. Jednym z elementów tego systemu było ograniczenie możliwości zbierania kawy na własne potrzeby przez Indonezyjczyków. Ci mieli ochotę na małą czarną z rana, więc wykombinowali tę gównianą historię z mustangiem.
Musangi należą do wiwerowatych czyli łaszowatych. Wszystkie wiwerowate wyglądają sympatycznie. Łaszowate występują także w Europie w postaci żanety zwyczajnej.
Zamiast kawy z luwaka można się napić kawy z Hareru, która jest tańsza, ma wysoko ceniony smak a proces produkcji nie wymaga zaangażowania układu trawiennego żadnego zwierzaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz